Publicyści o pomyśle UE na relokację imigrantów: „Przymus wyklucza pojęcie solidarności”

Co zrobić z imigrantami – zastanawiają się unijni urzędnicy. I chcą, aby poszczególne kraje przymusowo, pod groźbą wysokich kar finansowych, przyjmowały uchodźców. Tymczasem w naszym kraju niedawno pojawiła się zapowiedź referendum, w którym Polacy mieliby odpowiedzieć czy są za tym, aby do Polski można było relokować nielegalnych imigrantów. I właśnie ten temat poruszyli prowadzący program „Studio Polityka” i ich goście. 

A za radiowymi mikrofonami zasiedli Jarosław Popek i Piotr Kubiak, którzy rozmawiali z Andrzejem Potockim z tygodnika „Sieci” i portalu wpolityce.pl oraz Markiem Formelą z „Gazety Gdańskiej” i portalu wybrzeze24.pl. Gościem specjalnym programu był Krzysztof Puternicki, bloger i dziennikarz.

– Podkreślam, że chodzi właśnie o nielegalnych imigrantów, których chcą do Polski przerzucać wręcz, przemieszczać – co przynosi ze sobą najgorsze skojarzenia – m.in. Niemcy, którzy uznają się już sami za twórców „sukcesu w Radzie Ministrów Unii Europejskiej” (ministrowie spraw wewnętrznych podejmowali o przymusowej relokacji, a mówi się o „obowiązkowej solidarności”). Z kolei polski Sejm głosował nad uchwałą, która mobilizowałaby rząd do działań, które miałyby zablokować możliwość takiej relokacji i możliwość opłacania przez Polskę kar. Przypomnę, że chodzi o 22 tys. euro za „głowę” jednego imigranta z Afryki bądź Azji. Tu można mówić wręcz o jakimś rasistowskim podejściu, bo za „głowę” Ukraińca Polska dostawała jakieś 50 euro, a mielibyśmy płacić kary w wysokości około 100 tys. zł? Rozumiem, że Niemcy i Francuzi nie chcą płacić za swoją rabunkową politykę, którą prowadzili wobec przede wszystkim kolonii w Afryce i teraz „zwalają” obciążenia, które mają z tego tytułu, na takie kraje, jak Polska – wskazywał współprowadzący program Piotr Kubiak.

– Ta sprawa jest w toku i każdego dnia dochodzą nowe fakty, jak np. propozycja Jarosława Kaczyńskiego o zorganizowaniu referendum, bardzo krytykowana przez opozycję która – i to jest bardzo ciekawe – teoretycznie nie zgadza się, podobnie jak partia rządząca, na przymusową relokację. Tak nawiasem mówiąc nie istnieje takie pojęcie, jak „przymusowa solidarność”. Raczej solidarność kojarzyła się z pewną spontanicznością. A jak coś jest pod przymusem, to wyklucza pojęcie solidarności. Zostawiając to na boku, opozycja z jednej strony sprzeciwia się formalnie relokacji, słychać to w wypowiedziach niektórych przedstawicieli opozycji, zarówno z Lewicy, Platformy Obywatelskiej, a także PSL-u, ale nagle zaczęła się sprzeciwiać referendum. I ja pytam: dlaczego? Po co jest to referendum? Po to, że ja na przykład nie mam zupełnie zaufania do PO, jeśli chodzi o sprawę emigrantów. Oni już dali pełen popis w 2015 roku, kiedy to głosili, że chętnie przyjmą siedem tysięcy imigrantów zarobkowych – bo o uchodźcach trudno tu mówić – a ówczesny rzecznik prasowy powiedział, że rząd jest gotowy przyjąć każdą liczbę imigrantów. I to stawanie okoniem w stosunku do referendum i tłumaczenie narodowi, że to niepotrzebny wydatek, jest mocno podejrzane. Dlaczego? Bo po przejęciu władzy ta postawa może się zmienić na postawę przeciwną i znowu zacznie się, oczywiście w przypadku, gdyby opozycji udało się wygrać wybory, że znowu zaczną politykę resetu, że znowu zacznie się podlizywanie Berlinowi i Brukseli, zmienią decyzję i zgodzą się na relokację. A w przypadku referendum jest to niemożliwe, ponieważ referendum w sytuacji, kiedy jest wiążące, jest ostateczną decyzją, bo wypowiedział się naród – wyjaśniał Andrzej Potocki.

– Taką trafną diagnozę zewnętrzną wystawił ostatnio jeden z imamów (dla szyitów przywódca duchowy i przewodnik – przyp. red.) w telewizji australijskiej, który powiedział, że Polska jest jedynym krajem, który nie popełnił błędu Zachodu polegającego na „wpuszczeniu do siebie śmieci, których oni nie chcieli: złodziei, ludzi niegotowych do pracy”. To brutalne słowa, ale prawdziwe. I to zauważają ludzie na drugim końcu świata. Zresztą imam sklasyfikował tych ludzi: to jest albo Al-Kaida, albo Al-Shabab, albo tacy, którzy idą wprost do kasy, bo są wykluczeni ze środowiska przez to, że albo są leniwi, albo kradną. Ja, podróżując po Afryce, po świecie twardego islamu, mogę powiedzieć, że tam w plenieniu nie ma miejsca dla złodzieja, bo taki człowiek od razu jest usuwany z plemienia. Co więcej, żadne inne plemię go nie przyjmie, bo tak to wygląda w tamtych kulturach, w związku z czym jest on wykluczony ze społeczeństwa. I tych ludzi później wypycha poczucie jakiejś obietnicy, której Unia Europejska nie jest w stanie zapobiec edukacją u źródeł czy informacją – powiedział Krzysztof Puternicki.

– Jeszcze raz podkreślę, że to są nielegalni imigranci. I działają w Afryce mafie, które organizują przerzut do Europy. Całe wioski zrzucają się na to, aby jeden z członków danego plemienia wyjechał do np. Niemiec – bo raczej nie myślą o Polsce. Czy zatem Unie Europejska i przywódcy UE nie sankcjonują po prostu handlu ludźmi? – dopytywał Kubiak.

– U nas przede wszystkim wszyscy się skupiają wyłącznie na problemie, który dotyka nas już tu, na miejscu. A pytanie, czy Unia czy ktokolwiek inny robi cokolwiek, żeby zapobiec temu tam, na miejscu. Nie mam żadnych wątpliwości, że do Polski można wjeżdżać i zawsze można było wjeżdżać, ale oczywiście zgodnie z literą prawa i zgodnie z przeznaczeniem. Mamy kolorowo na ulicach i ja nie jestem przeciwnikiem tego, ale do momentu, w którym zaczyna się tak, jak na Zachodzie, że wpuszcza się ludzi, którzy nie chcą pracować i którzy chcą tylko wywoływać rozróby i żyć „na socjalu” – przestrzegał Puternicki.

– To jest w ogóle jakaś zaskakująca sytuacja, że część liderów Unii Europejskiej, że część administracji brukselskiej, wspomagana przez egoistyczne interesy niektórych państw, tak naprawdę przygotowuje coś w rodzaju kataklizmu społecznego w państwach europejskich, albowiem konsekwencje i implikacje tego olbrzymiego otwarcia granic są dziś nie do ocenienia. Łatwo sobie wyobrazić, że dostatek i dobrobyt Europy, zbudowany pracą kilku pokoleń, jest silnym magnesem dla kilkuset milionów obywateli z krajów, które nie radzą sobie z własnym porządkiem, ładem, własną gospodarką, strukturą społeczną. Pytanie, czy Europa jest w stanie udźwignąć oczekiwania jednej czwartej czy jednej piątej świata, jest jak najbardziej zasadne. I w tym kontekście bym widział instytucję referendum, w którym obywatele Polski odpowiedzą, czy są gotowi uczestniczyć w tym wielkim, niekontrolowanym transferze ludności, motywowanym wyłącznie przesłankami ekonomicznymi. Bo w zakresie przesłanek społecznych, humanitarnych nasze postępowanie w ostatnim czasie nie wymaga żadnych dodatkowych rekomendacji. Na to wszystko nakłada się pewnego rodzaju wyrafinowanie niemiecko-francuskie, zmierzające do tego, żeby poprzez stopniową zmianę struktur etnicznych niektórych państw osłabić ich wewnętrzną swoistość i wymusić zmiany traktatowe, które będą pozwalały kształtować ład w Europie wedle własnego pomysłu. Sam fakt, że taką decyzję, która jest dla wielu państw, w tym także dla Polski, konstytucyjnie nie do przyjęcia, bo państwo polskie jest zobowiązane do ochrony nienaruszalności swojej granicy, że taka decyzja jest podejmowana przez Radę Unii Europejskiej, czyli ministrów, a nie premierów, jest wyłączona spod prawa weta, czyli jest to próba stworzenia takiej ścieżki legislacyjnej, w której skuteczność prawa weta zostanie wyłączone, pokazuje, że w tej sprawie nie ma jasnych intencji. Każde państwo może przyjmować obywateli, ale żadne państwo nie może być do tego przymuszane, a już tym bardziej nie może być przymuszane do tego, aby przyjmować wszystkich, którzy przez bagna Podlasia próbują się dostać na terytorium suwerennego państwa i atakują polskich strażników granicznych. I jeżeli słyszymy teraz pana Jana Grabca z PO, przedstawiciela partii liberalnej, „troszczącej się o rozwój polskiej gospodarki”, która może być zagrożona, bo senator Kleina nie ujawnia tego programu na organizację polskiej gospodarki, to niech słucha każdy członek Pracodawców Pomorza i Klubu Biznesu w Gdańsku, bo te słowa padły w Radiu Gdańsk i nigdy nie zostały sprostowane przez senatora. To jeżeli Jan Grabiec lamentuje, że koncern Orlen będzie budował drugą część Petrochemii Płockiej przez konsorcjum międzynarodowe i że za tym kryje się jakaś niekonsekwencja logiczna, to brednie, które politycy PO wygłaszają z nabożnym szacunkiem, dyskwalifikują ich jako gospodarzy tego kraju. Kontrakt na konstrukcję tego wielkiego bloku oparty jest o czasowe umowy o pracę, o systematyczną rotację osób, które są tam zatrudniane. Przez chwilę będą Niemcy, przez chwilę będą Koreańczycy, przez chwilę będą Hindusi, Hiszpanie, Filipińczycy. Po pierwsze jest to wszystko oparte o literę prawa, po drugie o umowy czasowe, a po trzecie wszyscy, którzy otrzymają pozwolenie na pracę w Polsce w ramach tego kontraktu, będą sprawdzani pod kątem bezpieczeństwa państwa polskiego. Nikt nie wjedzie tu przypadkiem. I na deser dodam, że politycy z PO z Gdańska, były prezydent tego miasta, chciał ściągać firmę technologiczną z Indii, gwarantował i chciał stworzyć firmę, która będzie miała kilkaset miejsc pracy, fundował stypendia, a w rezultacie sam wynajmował tej firmie swoje prywatne mieszkanie. I tak wygląda liberalizm liderów PO z bliska i w konsumpcji codziennej – argumentował Marek Formela.

raf

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj