Dlaczego Donald Tusk wciąż milczy? „Jedno kłamstwo ma przykrywać drugie kłamstwo”

(fot. Radio Gdańsk)

Donald Tusk nadal nie odpowiada na zarzuty dotyczące stosunków Polski z Rosją w czasach jego rządów. Dlaczego milczy i czy jako polityk powinien to robić? Dlaczego on i jego administracja przymilali się do Władimira Putina, resetując relacje z Rosją? Czy mógł za to dostać stanowisko? Czy notoryczne kłamstwa to dobra strategia wyborcza? Takie pytania postawił Piotr Kubiak przed gośćmi jego audycji „Studio Polityka”, Andrzejem Potockim z tygodnika „Sieci” i portalu wpolityce.pl oraz Krzysztofem Puternickim, autorem „Tryptyku Gdańskiego” oraz serii filmów o Gdańsku: „Mała Sycylia” i „Republika Deweloperów”.

– To nie jest kwestia tchórzostwa. Jest to kwestia świadomego działania Donalda Tuska, który w sytuacjach dla siebie skomplikowanych – tak jak to było po katastrofie smoleńskiej, kiedy pojechał sobie w Alpy na urlop – generalnie lansuje taktykę, którą podpatrzył u Angeli Merkel. W sytuacjach krytycznych przybiera strategię strusia – chowa głowę w piasek i udaje, że go nie ma i tak będzie postępował do końca kampanii. Celem strategii wyborczej Donalda Tuska jest tylko i wyłącznie wzbudzanie emocji, natomiast czy to ma coś wspólnego z prawdą czy nie, nie ma dla niego absolutnie żadnego znaczenia. Jak niegdyś wspomniał Marek Belka, kampania ma się opierać na emocjach i jedno kłamstwo ma przykrywać drugie kłamstwo. Jest to realizowane tutaj w stu procentach. Wystarczy prześledzić jego wiece, kiedy nic merytorycznego nie jest w stanie powiedzieć, 90 proc. tych wieców to nakręcanie publiki, która tam się zgromadziła. Na ogół, jeżeli ktoś idzie na wiec Tuska, to należy do betonowego elektoratu, z małymi wyjątkami. On to wszystko gada do swoich. Te permanentne kłamstwa, ten polityczny cynizm – czy to przyniesie sukces? O co chodzi Tuskowi? – pytał Andrzej Potocki – Chodzi mu o rzucanie „piguł” emocjonalnych przy każdym wiecu, przy każdym wystąpieniu raz na jakiś czas, w odstępie do kilku tygodni, „piguła” żyje mniej więcej przez tydzień. Potem rzuca się następną armatę, następny pocisk emocjonalny. Elektorat chodzi nakręcony, bowiem dyskutowali niedawno jeszcze o błędach PiS-u. W tej chwili przerzucili się na „tragedię” pani Joanny, która miała półtora promila podczas tych wszystkich wydarzeń w szpitalu. Prawda tutaj nie ma żadnego znaczenia, po prostu konsekwentna, cyniczna gra polityczna oparta na emocjach, żeby elektorat włączył emocje, a przestał logicznie myśleć – przekonywał.

– Przynajmniej część z komentatorów zdaje sobie sprawę z tego, że jeżeli się prześledzi konsekwencje poszczególnych zdarzeń, które miały miejsce, które są opisywane w serialu „Reset”, to mamy obraz, który dla wielu był znany od dawna. Najbardziej dziwi to, że osoba, która ma na sobie jarzmo odpowiedzialności społecznej, publicznej, w ogóle się do tego nie odnosi. W temacie tego „barometru emocjonalnego”, dobrym jego przykładem, jeżeli chodzi o okazywanie na zewnątrz prawdziwych emocji politycznych, jest Radosław Sikorski. Niejednokrotnie mieliśmy okazję to zobaczyć. Myślę, że to jego trzeba było słuchać zawsze, tych jego pogubionych słów. Mało kto z nas pamięta tę konferencję prasową, która miała miejsce kiedyś, jak jeszcze pełnił rolę ministerialną w gabinecie Donalda Tuska. Tłumaczył się wtedy, opowiadał, że przekaże do informacji publicznej później coś, bo już komuś innemu udzielił odpowiedzi, powoływał się wtedy na wywiad do Wirtualnej Polski. Nie był w stanie odpowiedzieć dziennikarzom na sali, dlaczego im nie jest w stanie powiedzieć prawdy, po prostu nie mieli wtedy jeszcze ustalonej wersji, która będzie oficjalna, jaki będzie oficjalny stosunek rządu do rzeczy, które wtedy powychodziły. Nie wiem czy pamiętają państwo, jak Nord Steam wyleciał w powietrze, Sikorski wtedy wystrzelił z tym, że to Amerykanie podłożyli ładunek wybuchowy. Może nie wszyscy pamiętają, jak Radosław Sikorski brał udział w rozmowach pokojowych pomiędzy protestującymi na Majdanie w Ukrainie. Padły wtedy słowa: „albo to podpiszecie – ten układ, który miał doprowadzić do zejścia ludzi z Majdanu – albo wszyscy tutaj zginiecie” – wspominał Krzysztof Puternicki.

Posłuchaj:

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj