Aktor musicalowy, teatralny i filmowy, wokalista. Słynny Boguś z serialu „M jak Miłość”, prywatny detektyw z „Klanu”, bohater w „Na dobre i na złe”, „Hotelu 52”, Robert Szymczak w „Pierwszej miłości.” Do tego wiecznie poszukujący miłości Jurek Kojder w serialu „2XL” i policjant Kotek w „To nie koniec świata.” Przede wszystkim jednak aktor Teatru Muzycznego w Gdyni. Marek Kaliszuk rozmawiał z reporterką Radia Gdańsk. Magda Manasterska: Spotykamy się w Teatrze Muzycznym w Gdyni. Czy można powiedzieć, że to jest taki twój drugi dom?
Marek Kaliszuk: Tak, choć czasem nie wiem czy nie pierwszy. Spędzam tu bardzo dużo czasu i to już od 14, 15 lat. To prawie jedna trzecia mojego życia…
MM: Ale chyba nie narzekasz…?
MK: Nie, absolutnie! To był mój świadomy wybór. Po pierwsze jest to praca, a po drugie to moja miłość, pasja. Myślę, że połączenie pracy z hobby jest najlepszym rozwiązaniem na życie.
MM: A nie ciągnie cię do Warszawy? Spędzasz tam dużo czasu, nie myślałeś żeby się tam przenieść?
MK: Nie ciągnie mnie, żeby się przenieść do Warszawy. Nie wyobrażam sobie, żeby gdziekolwiek indziej w Polsce mieszkało się lepiej niż w Gdyni. Z resztą, wielu kolegów z teatru ma podobne zdanie. A do Warszawy ciągnie, ale pod względem zawodowym. Tam jednak jest większy rynek i dużo więcej możliwości pracy dla aktora. A ja lubię różne wyzwania i doświadczenia. One zawsze mnie bardzo stymulują, dają nową energię. Zdobywam też bagaż nowych doświadczeń, które wykorzystują również w teatrze. A doświadczenia zdobyte w teatrze wykorzystuję choćby na planie zdjęciowym.
MM: Miałeś przyjemność wystąpić w „Tańcu z gwiazdami”. Jak wspominasz ten czas?
MK: Wspominam go fantastycznie. To był niezwykły czas w moim życiu. To był program, który pokazał mi, że człowiek jest w stanie pokonać wszelkie bariery. Ta ilość pracy i treningów, która tam była w tak krótkim czasie, wymaga od każdego ogromnego zaangażowania, skupienia i nakładów pracy. To wszystko w telewizji wygląda lekko, łatwo i przyjemnie, i tak ma wyglądać. Ale żeby ten efekt osiągnąć, to jest to naprawdę ciężka praca.
MM: W serialu „To nie koniec świata”, w którym grasz, chyba czeka Cię jakaś miłość…
MK: Tak, mojemu bohaterowi wpadła w oko jedna z bohaterek, Blanka grana przez Anię Kaczmarczyk. Ja sam nie wiem, jak to się rozwiąże, bo początek tej znajomości kończy drugą serię. Policjant Kotek, którego tam gram jest młodym, troszkę narwanym i naiwnym chłopakiem. I teraz traci głowę dla młodszej i ślicznej dziewczyny z zupełnie innego świata niż on. Blanka jeździ na motorze i jest taką konkretną dziewczyną.
MM: A jak ci się gra w tamtym rejonie, czyli na wschodzie naszego kraju?
MK: Jest zupełnie inaczej. Życie płynie tak bardzo wolno. Widoki i plenery są naprawdę zapierające dech w piersiach. Coś niesamowitego. Człowiek niby pracuje, ale z drugiej strony też odpoczywa w głuszy, gdzie jest natura, szumią drzewa, są wiatraki. Fajne doświadczenie i bardzo miły czas.
MM: Razem z Piotrem Manią, kompozytorem, pianistą i aranżerem, stworzyliście wspólny projekt. Będzie można was posłuchać 11 maja w Gdyni. Jakie utwory można w nim usłyszeć?
MK: Repertuar koncertu wymyśliłem w zasadzie ja. Wybierałem piosenki, które bardzo lubię. Są też takie, których nie lubię, ale stwierdziłem, że trzeba coś z nimi zrobić, żeby nasza publiczność mogła poznać zupełnie nowe oblicze. W większości są to naprawdę duże przeboje polskie i światowe. Gramy od Phila Collinsa przez Rihannę czy nawet Modern Talking. Na ten koncert przygotowaliśmy też nowy utwór. Piękny polski z utwór z mądrym tekstem. Piotr zrobił zupełnie nową, współczesną aranżację. Trochę nad tym numerem pracowaliśmy i mam nadzieję, że się spodoba. Nie zdradzę jednak więcej, bo chcę żeby to była niespodzianka, którą zaprezentujemy na niedzielnym koncercie.
MM: Gdzie będzie można Cię zobaczyć w najbliższym czasie?
MK: W najbliższym czasie to przede wszystkim tutaj, w Teatrze Muzycznym w Gdyni. Gramy „Skrzypka na dachu”, „Grease” a potem „Sindbada”, to nasza najnowsza propozycja dla najmłodszych widzów. Będzie też „Pinokio” w czerwcu oraz koncerty ku pamięci naszego zmarłego dyrektora Macieja Korwina, czyli Korwinalia.
MM: I na koniec opowiedz, jaki jest Marek Kaliszuk na co dzień…
MK: Na pewno jestem śpiochem! Lubię spać i niestety często przesypiam budziki. Niestety, muszę się przyznać – spóźniam się trochę czasami… Może dlatego, że jestem śpiochem i w każdej wolnej chwili mogę spać. Lubię też aktywny tryb życia. Złapałem bakcyla biegania i chodzenia na siłownię. Każdego dnia, kiedy nie mam czasu pójść pobiegać, to po prostu mam wyrzuty sumienia.
KALISZUK & MANIA IN SONGS
11.05.2014, niedziela, godz. 19.00
Centrum Kultury w Gdyni
ul. Łowicka 51