Przyjeżdżają nad morze z całej Polski. Porzucają domy, rodziny, prace. Dużo piją, właściwie bez przerwy. Są na wakacyjnym gigancie, który czasem przedłuża się na życie.
Wtedy stają się osobami bezdomnymi. Przy grzybku inhalacyjnym w Sopocie, pod drzewem Hanna Wilczyńska-Toczko spotkała pana Damiana w kowbojskim, zawadiacko przekrzywionym kapeluszu.