Mirosław Niebodajew z Teatru Muzycznego w Gdyni o kulisach festiwalu filmowego. „Polański ma zdjęcie z ekipą sprzątającą”

– Dywan jest własnością Polskiej Fundacji Filmowej, to właściwie taka lepszej jakości wykładzina. Przed teatrem położony zostanie większy, nowy kawałek dywanu, w środku zostanie stary 5-letni, ale regularnie czyszczony, opowiadał Mirosław Niebodajew w audycji Gdynia Główna Osobista w Radiu Gdańsk. Szef działu technicznego gdyńskiego Teatru Muzycznego w rozmowie z Piotrem Jaconiem mówił o kulisach festiwalu filmowego w Gdyni.

Mirosław Niebodajew zdradził, że najdłuższy dywan w historii festiwalu filmowego w Gdyni liczył ponad 100 metrów. – To było wtedy, gdy gala festiwalowa była na plaży. Całe wyjście i dojście do namiot, otoczone parasolami było wyłożone. O wszystko zawsze dba Fundacja Filmowa, ale to ja jestem strażnikiem dywanu. Dywan jest jak dobry garnitur, można go nosić, ale trzeba czyścić.

W tym roku dywan umiejscowiony będzie niemal na całym odcinku drogi z Hotelu Gdynia do Teatru Muzycznego. – Z małą przerwą, bo to spory kawałek. Będzie za to na całej szerokości schodów. Poza tym w telewizji widać i tak tylko ten ostatni moment, kiedy gwiazda wchodzi do teatru.

Na antenie RG Mirosław Niebodajew wspominał też czasy pierwszych festiwali filmowych w Gdyni. Wtedy Teatr Muzyczny był centrum festiwalowym, przypominał oblężoną twierdzę. – Było fajnie wszystko móc oglądać od środka, wiele osób prosiło mnie, czy można wejść chociaż na chwilę.

Było również o festiwalowych wpadkach. Kilka lat temu jeden z fotoreporterów wpadł do orkiestronu. – Było bardzo dużo fotoreporterów, on stanął jako ostatni. Ci pierwsi mówili, że trzeba się trochę odsunąć, bo nie łapał im kadr. On się odsuwał i nagle wpadł do odkrytego orkiestronu. Na szczęście nie było tam żadnych instrumentów, fotoreporter wyszedł o własnych siłach, tłumaczył.

Niektórzy goście, by opędzić się od fanów, do Teatru Muzycznego wchodzili tylnymi drzwiami. Tak było w przypadku Romana Polańskiego. – Miał zamknięte spotkanie ze studentami ze Gdyńskiej Szkoły Filmowej. Dzięki temu, że wszedł zakulisowym wejściem, panie sprzątające zrobiły sobie z nim zdjęcie, żartował Mirosław Niebodajew w rozmowie z Piotrem Jaconiem.

Szef sekcji technicznej opowiadał również o swojej codziennej pracy w Teatrze Muzycznym i przedstawieniach, które miały być hitami, a okazały się klapami. – Na początku drogi nigdy nie wie się, jaki będzie koniec, w czyje gusta się trafi. Zaangażowanie na pewno jest takie samo. Na przykład „Szachy” były koszmarem, nie były na naszą scenę. Gdzie indziej graliśmy je przy pełnej widowni.

dr
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj