W Trójmieście artystka promowała swój najnowszy krążek – Painkiller. Koncertem w Gdańsku udowodniła, że na miano „księżniczki popu” w pełni zasługuje.
Koncert Izy Lach odbył się w Teatrze Szekspirowskim i z uwagi na miejsce, poprzedziła go improwizowana gra aktorska. Po wejściu na scenę Iza Lach rozejrzała się i powiedziała, że są problemy, bo nie ma muzyków. – Będę musiała wybrać kogoś z publiczności, dodała artystka. Muzycy – Adam Lewartowski (bas), Andrzej 'Pejo’ Sieczkowski (perkusja), Paweł Olszewski (gitara, wokal) – „na szczęście” znaleźli się wśród oczekujących na koncert i zaczęło się granie.
Słuchając wcześniej utworów Izy wiedziałam, że wokalnie jest bardzo uzdolniona. Jej występ na żywo tylko utwierdził mnie w tym przekonaniu. Dźwięki, które z siebie „wydawała” udowodniły, że w trakcie pracy nad najnowszym krążkiem jej głos nie był przerabiany cyfrowo. Podczas występu w „Szekspirowskim” publiczność usłyszała piosenki po angielsku i po polsku. Zdominowały go oczywiście kawałki z najnowszego wydawnictwa. W trakcie wykonania piosenki „Wstań” trójmiejscy fani zostali zachęceniu do pomocy „przy chórkach”. Po chwili gitarzysta Adam Lewartowski przyznał, że „Warszawa w tej kwestii radziła sobie lepiej”. Podczas gdańskiego koncertu przedpremierowo zabrzmiał też singiel „Ostateczny sąd”.
Po koncercie można było zakupić płytę artystki i poprosić o autograf. Jeszcze w trakcie koncertu Iza przyznała, że z przyjemnością będzie podpisywać albumy – wzięłam 2 mazaki, jeden złoty, drugi srebrny i śmiało udałam się w kierunku „księżniczki popu”. Mam nadzieję, że już na stałe zagości na polskiej scenie, inaczej byłaby to wielka szkoda.
Anna Polcyn/mmt