Testujemy samochód elektryczny Renault Zoe

Francuskim inżynierom udała się sztuka niełatwa. Połączyli w jednym auto na prąd i praktyczny samochód miejski. Taki właśnie jest Renault Zoe. Samochód bazuje na płycie Twingo, ale jest samodzielną konstrukcją o bardzo przestronnym bagażniku. Litowo-jonowe baterie potrzebne do napędzania 88 konnego silnika schowano pod podłogą. Auto jest przede wszystkim bardzo przyjazne w obsłudze. Wewnątrz także czytelne z wyraźnie wysuniętym zestawem ekranu dotykowego i sterowania klimatyzacją. Do tego podłużny, umieszczony na wysokości wzroku kierowcy wyświetlacz i lekko pochylona ku szybkie kierownica. Wszystko utrzymane jest w błękitnej oraz biało-kremowej stylistyce i prezentuje się świetnie. Klimatu dodaje wkomponowana w kokpit szufladka na odświeżacz powietrza.

Ogromną zaletą silnika elektrycznego jest jego dynamika. Na papierze do 100 km/h auto rozpędza się w 13 sekund, ale wrażenie robi przede wszystkim sposób w jaki to czyni. Od najniższych obrotów, bez wysiłku i zmian biegów. Skojarzenie ze startującym samolotem jak najbardziej na miejscu. Na jednym ładowaniu samochód w warunkach miejskich przejeżdża około 150 kilometrów. Pod warunkiem oczywiście, że nie będziemy co chwilę testować przyspieszenia.

Auto kosztuje około 100 tysięcy złotych i w tym należy upatrywać przyczyny jego słabej sprzedaży. Za zachodnimi granicami, gdzie zakupy samochodów elektrycznych są dotowane – takie pojazdy rzadkością nie są.

Samochód do testów użyczyła firma Renault Zdunek.

sk/as
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj