Małe jest piękne – wiadomo. A jeśli coś jest mikro? W przypadku tego miejsca zarówno nazwa, jak i rozmiar, są jego wielkim atutem. Kawiarnia Mikroklimat w Gdyni to miejsce, na które niezwykle trudno natrafić, bo położone jest na mało „klubowej” ulicy, w dodatku gdzieś pomiędzy sklepem z ręcznikami a pasmanterią. A jednak jego twórcom udaje się od kilku miesięcy zapraszać do siebie coraz więcej osób lubujących się w niecodziennych łakociach.
W Mikroklimacie serwowane są, tradycyjnie, kawa i ciasta, ale nie o tych składnikach karty chciałbym dzisiaj napisać. Clou tematu jest zamknięte w słoiku. A raczej słoiczku, znaku rozpoznawalnym tego lokalu. Konrad i Kamil, wspólnicy którzy założyli to miejsce z miłości do słodkości, wpadli na oryginalny i bardzo prosty pomysł. Deser zrobiony według wszelkich prawideł sztuki kulinarnej nie ląduje na talerzu, tylko właśnie w tym wdzięcznym, odczarowanym naczynku, często ostatnio kojarzonym ze studentami zwożącymi do akademików z domu wytwory swojej mamy/babci.
W słoiczkach w Mikroklimacie nie ma jednak ogórków kiszonych ani też domowego barszczu. Jest za to krem, duuużo kremu i fantazyjne dodatki. Konrad i Kamil zaproponowali mi dwa ich koronkowe desery. Pierwszy to klasyka gatunku, czyli mus z masła orzechowego, podawany z kremem i pokruszonym biszkoptem. Bardzo przyjemne połączenie, sprawiające że nasze kubki smakowe lekko zwariują, ponieważ wbrew pozorom jest tu dość niewiele słodyczy. Słony karmel, którym przykryte jest to danie daje satysfakcję łasuchowi, a jednocześnie nie przymula i daje przyjemność od pierwszej do ostatniej łyżeczki.
Drugi z deserów, jaki spróbowałem to tapioka z (a jakże!) kremem oraz z musem z mango. To ostatnie w wykonaniu chłopaków z Mikroklimatu to prawdziwy majstersztyk. Słodka, orzeźwiająca pierzynka, dodająca charakteru całemu deserowi. Sama tapioka nie ma w zasadzie smaku, jest za to bardzo ciekawym składnikiem, występującym w formie przezroczystych kulek. – Dla preferujących kuchnię bezglutenową ten deser to pozycja obowiązkowa, zapewniają właściciele Mikroklimatu.
Całość robi dobre wrażenie nie tylko dzięki fajnemu sposobowi podania i inteligentnie dobranym smakom. Chodzi też o skandynawski pierwiastek, który panowie przywieźli z podróży po Szwecji i Norwegii. A więc nie nachalne, surowe wnętrze, z dobrze zaplanowaną zielenią i niewielkimi mebelkami. Centrum Mikroklimatu stanowi duży regał z książkami. Każdy może je sobie zabrać do domu i oddać kiedy chce. – Nie zdarzyło się nam jeszcze, żeby książka do nas nie wróciła, zapewniają „mikroklimaciarze”. Jeśli dodać do tego fakt, że w tej kawiarni jako pierwszej w Trójmieście serwowana jest darmowa gdyńska „kranówka”, to wychodzi z tego przepis na skromne, ale godne zapamiętania i odwiedzenia miejsce.
Maciej Bąk/mar