Na polskim rynku Ssang Yong to niszowa marka. Auto jednak daje wiele jak na swoją cenę. Bazowa wersja kosztuje 60 tysięcy złotych. Po dopłacie 15 tysięcy mamy już porządnie wyposażonego SUVa.
W tej droższej wersji oprócz 700-litrowego bagażnika dostajemy poduszkę kolanową kierowcy, zestaw głośnomówiący, kamerę cofania, czujniki deszczu i zmierzchu oraz fotochromatyczne lusterko.
EUROPEJSKA KLASA ŚREDNIA
Warto zaznaczyć, że Ssang Yong pod względem poziomu wykończenia wnętrza nie ustępuje europejskiej klasie średniej. Znajdziemy tam zarówno miękkie plastiki, jak i lakier fortepianowy.
Koreański producent stawia natomiast na indywidualizm. W samochodzie wybrać można między innymi trzy poziomy wspomagania kierownicy, różne kolory podświetlenia zegarów. Sprytny srebrny przycisk w prawej manetce pozwala natomiast wielokrotnie spryskiwać i oczyszczać szyby. Nigdy dotąd z takim wynalazkiem się nie spotkaliśmy.
POWOLI, ALE WYGODNIE
Auto w żadnej z wersji silnikowych (oba o pojemności 1,6) nie jest demonem prędkości. Przemieszcza się jednak cicho i wygodnie.
Po raz kolejny dochodzimy do konkluzji, że gdyby zasłonić logo „dwóch smoków”, nie jeden kierowca nie odgadłby, jakim samochodem jedzie.
Samochód do testów użyczyła firma Zdanowicz.
Posłuchaj audycji:
Wiktor Miliszewski