Otello w Operze Bałtyckiej. Klasyczny spektakl pozbawiony seksualnej intymności [RECENZJA]

„Otello” uznawany jest za najlepsze dzieło Giuseppe Verdiego. Najnowsza gdańska inscenizacja to wyśmienita muzyczna uczta okraszona niewyszukanymi wstawkami erotycznymi. Premiera spektaklu w reżyserii Marka Weissa odbyła się 25 kwietnia w Operze Bałtyckiej w Gdańsku. W Trójmieście mamy tej wiosny wyjątkową okazję, aby poznać różne inscenizacje szekspirowskiej opowieści o miłości i zazdrości, która prowadzi do morderstwa. Teatr Miejski w Gdyni 27 marca pokazał po raz pierwszy spektakl w reżyserii Waldemara Raźniaka. Niespełna miesiąc później w repertuarze Opery Bałtyckiej znalazła się muzyczna wersja dramatu brytyjskiego dramatopisarza. O ile reżyser młodego pokolenia Waldemar Raźniak uwypuklił problemy rasowe (Otello jako Maur jest obcy w weneckim społeczeństwie), to doświadczony i ceniony reżyser Marek Weiss podkreśla głównie wiek Otella. Chce pokazać starość i walkę z jej skutkami.

Melomani, którzy wybiorą się do Opery raczej się nie zawiodą. Orkiestra pod dyrekcją Tadeusza Kozłowskiego zachwyca kunsztem wykonania, a rozbudowana obsada chóru sprawia, że słuchacze mogą jeszcze bardziej odczuć moc muzyki Verdiego. Na tym tle nieco słabiej wypadają soliści. Są jednak chwile, w których zdolności artystów zadziwiają słuchaczy. Tu należy wymienić Katarzynę Hołysz – Desdemonę i Tomasza Raka, którego Jago jest doskonały także aktorsko.

Przedstawienie przygotował duet reżysersko – scenograficzny, który w ostatnich latach odpowiada niemal za wszystkie premierowe spektakle w Operze Bałtyckiej. I mamy swoisty come back. Marek Weiss po raz kolejny raczy widzów erotyzmem, który w tym przedstawieniu jest zbyt często akcentowany. Nie ma miejsca na „chemię” między kobietą a mężczyzną, jest zwierzęce pożądanie. Pewne gesty są wręcz wulgarne.

Scenografka Hanna Szymczak postawiła na swą ulubioną zasadę – im mniej, tym lepiej. Są dwa główne elementy: unoszona skosem do góry scena oraz opuszczany i wznoszony gigantyczny żyrandol. Także dwa są dominujące kolory w kostiumach – biel i czerń. Te zabiegi pozwalają skupić się na warstwie muzycznej. Jednak osoby, które często odwiedzają Operę Bałtycką, mogą poczuć się rozczarowane podobieństwem do innych scenografii Hanny Szymczak.

Spektakl jako całość nie zaskakuje nowością pomysłów. Ale na pewno jest to miły dla ucha i oka wieczór z klasycznym dziełem operowym. Nie polecam go jednak osobom, które gorszy pokazywanie intymnych zachowań.

Marzena Bakowska
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj