50. Festiwal Pianistyki Polskiej w Słupsku to cykl koncertów, których prawdziwy meloman przegapić nie może. Prawda jest jednak też taka, że imprezę zainaugurowano w Słupsku przypadkiem i „na wariackich papierach”. Nie zmienia to faktu, że przez lata wyrobiła sobie silną pozycję w świecie muzyki poważnej na krajowym rynku.
Okrągłe, pięćdziesiąte urodziny, to też chyba ostatni dzwonek, by wyraźnie powiedzieć, że festiwal potrzebuje dużego wsparcia finansowego. W tym momencie jest organizowany skromnie, by nie napisać biednie. Tegoroczna impreza kosztuje 270 tysięcy złotych.
„ILE TEN FESTIWAL MIAŁBY KOSZTOWAĆ?”
Tak naprawdę Andrzej Cwojdziński chciał organizować Festiwal Pianistyczny w Koszalinie. Coś jednak nie poszło zgodnie z planami i Cwojdziński, chyba już nieco zdesperowany, postanowił w 1967 roku szukać wsparcia w Miejskiej Radzie Narodowej w Słupsku. Trafił tam do ówcześnie najważniejszej postaci w mieście, czyli Jana Stępnia. Ten go wysłuchał i zapytał:
– Ile festiwal miałby kosztować?
Cwojdziński zupełnie się nie spodziewał takiego pytania więc z głupia frant odpowiedział:
– Sto tysięcy.
– To robimy festiwal – oznajmił Stępień, czym zupełnie zaskoczył pianistycznego lobbystę.
LUDZIE Z PASJĄ
Tak tę historię opowiada prezes Słupskiego Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Mieczysław Jaroszewicz. Sam zaczynał pracę przy organizacji kolejnych festiwali jako wolontariusz, który społecznie wspierał inicjatywę. Andrzej Cwojdziński był do 1999 roku szefem artystycznym festiwalu. Zastąpił go, i wykonuje to zadanie do dziś, Jan Popis.
Nie sposób w przypadku Festiwalu nie wspomnieć o Jerzym Bytnerowiczu. To jeden z pierwszym twórców polskiej administracji w Słupsku, współorganizator Festiwalu i przede wszystkim współtwórca Słupskiego Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego, które opiekuje się Festiwalem.
WYSTĘPOWALI TU NAJWIĘKSI POLSCY PIANIŚCI
Przez lata na festiwalu wystąpili najwięksi polscy pianiści: Witold Małcużyński, Miłosz Magin, Władysław Kędra, Tadeusz Żmudziński, Piotr Paleczny, Krystian Zimerman, Halina Czerny-Stefańska, Regina Smendzianka, Lidia Grychtołówna, Janusz Olejniczak, Adam Harasiewicz. Dzięki wymyślonej w połowie lat 70. Estradzie Młodych melomani mogli podziwiać Rafała Blechacza, który otrzymał główną nagrodę w Słupsku w roku 2005.
„BYLI LUDZIE, KTÓRZY PRZYCHODZILI NIE TYLE POSŁUCHAĆ MUZYKI, CO POSŁUCHAĆ WALDORFFA”
Jednak od początku Festiwalu przez dwadzieścia lat, oprócz pianistów, prawdziwą gwiazdą i duszą towarzystwa był Jerzy Waldorff. Konferansjer. Tylko i aż, bo jego wpływ na festiwal był niebagatelny.
– Byli ludzie, którzy przychodzili nie tyle posłuchać muzyki, co posłuchać Waldorffa. Jego barwne opowieści, dykteryjki, a przy tym używanie nieco staromodnej polszczyzny, zjednywały mu rzesze fanów. Nie żałował też lekkich złośliwości władzy komunistycznej, ministrom, ale ci się z nim liczyli. Wolno mu było więcej. Zawsze z laseczką, bo cierpiał z powodu chorego biodra. Po koncertach w hotelu Zamkowym, gdzie miał apartament na parterze, chadzał na kolacje. Do posiłku była zawsze buteleczka jarzębiaku, który popijał, snując opowieści i opowiadając dowcipy – był duszą towarzystwa. Czasami siedzieliśmy z nim do późnej nocy. Dziś żałuję, że tego nie nagrywaliśmy – opowiada Mieczysław Jaroszewicz.
W foyer Filharmonii w Słupsku stoi popiersie Jerzego Waldorffa, pobliski park nosi jego imię. 30 września 1986 roku Jerzy Waldorff został też honorowym Obywatelem Słupska.
Program 50 Festiwalu Pianistyki Polskiej w Słupsku znajdziesz >>> TUTAJ.
Przemysław Woś/puch