Grzebałkowska o książkach: „Swoje trzeba lubić. Są jak dzieci wypuszczane w świat”

– Pisanie to bardzo męczący proces. Za każdym razem, gdy coś stworzę mówię, że to już ostatni raz. Wtedy wydawnictwo podrzuca kolejną propozycję tematu. Jeśli budzi we mnie reporterską hienę, nie mogę odmówić – opowiadała Magdalena Grzebałkowska w rozmowie z Agnieszką Michajłow.

Reporterka „Gazety Wyborczej” jest autorką trzech książek: „Ksiądz Paradoks. Biografia Jana Twardowskiego”, „Beksińscy. Portret podwójny” oraz „1945. Wojna i pokój”.

PRZEDE WSZYSTKIM REPORTERKA

– Określenie „pisarka” rezerwują dla osób piszących fikcję. Ja strasznie lubię słowo „reporterka”. Po tylu latach pracy w tym zawodzie, czasami po prostu czuję, że coś jest tematem. Zawsze mam tak przy tematach… o których nie mam pojęcia. W końcu drążę, drążę i faktycznie okazuje się to ciekawe – opisywała tajniki pracy nad książkami Grzebałkowska. 

– Swoje książki trzeba lubić – zaznacza. – One są jak dzieci, które wypuszcza się w świat. Być niezadowolonym z nich, to jakby nie kochać swoich dzieci. Jako „matka książek”, lubię je wszystkie po równo, choć każdą kolejną tworzy się trudniej. Rosną wymagania. Nie ważne ile udanych książek jest za tobą, liczy się tylko to co napiszesz. Jeśli nowa jest wtopą, to poprzednie pozycję tego nie zmienią.

NAJPIERW DZIURY, POTEM KSIĄŻKA

Magdalena Grzebałkowska studiowała historię ze specjalnością archiwistyczną. – Już wtedy wiedziałam, że chcę być dziennikarzem – zapewniała. – Miałam w tym misję i uważałam, że opisywanie zasypanych ulic i „zimy, która znowu zaskoczyła kierowców” jest niezwykle ważne. Uważam, że każdy powinien zaczynać o takiej reporterskiej roboty na ulicy. Dzisiaj sporo osób pyta mnie jak napisać książkę. Mówię wtedy: „Człowieku, opisz najpierw dziury w ulicy. Potem myśl o książce”!

Posłuchaj rozmowy:

 

amo

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj