W tym ogłoszeniu brakuje chyba wyłącznie muzyki klasycznej. Mamy rock, metal, pop, hip hop i elektronikę. Współczesne gwiazdy, wschodzące nadzieje i legendarne nazwiska. Poznajcie ośmiu nowych wykonawców Open’era 2018!
DEAD CROSS
Dead Cross wyłonili się z serii niepraktycznych scenariuszy, planów realizowanych z opóźnieniem i eksperymentów muzycznych przeprowadzanych w ostatniej chwili. Pierwsze występy zostały zaplanowane zanim napisano choćby jeden utwór, a fani uformowali się w wierną grupę jeszcze przed zagraniem pierwszego koncertu.
Chaos jako metoda tworzenia w tym wypadku wydaje się jednak trafną decyzją – w końcu TEN zespół składa się wyłącznie z artystów, którzy dobrze się bawią w nieładzie. Dead Cross to grający jak karabin maszynowy perkusista Dave Lombardo, Justin Pearson, Michael Crain i Mike Patton, którego chyba przedstawiać nie trzeba. Imponująca i eklektyczna lista ich wcześniejszych zespołów wystarczyłaby za reklamę Dead Cross, ale oni chcą mówić swoim głosem i mówią głośno dzięki wielowarstwowemu geniuszowi wokalu, maniakalnym gitarowym riffom i brutalnym rytmom. Wszystko zebrali na imiennym albumie, który był jedną z najważniejszych metalowych płyt 2017 roku.
YEARS AND YEARS
Ich debiutancki album „Communion” był doskonałą mieszanką popu, r&b i elektroniki, odświeżającą, bo odwołującą się nie tylko do lat 80-tych, ale przede wszystkim do następnej dekady. Muzycy umiejętnie wpletli swoje fascynacje w popowe melodie i to chyba zaważyło na ogromnym sukcesie singli oraz całego wydawnictwa.
„Communion” ukazało się latem 2015 roku i z miejsca zadebiutowało na pierwszym miejscu UK Top 40. Płyta była najszybciej sprzedającym się debiutem roku na Wyspach i trafiła do rąk ponad miliona fanów, w tym do 20 tysięcy w Polsce, gdzie album pokrył się platyną. „King”, „Shine”, „Take Shelter”, „Desire” to tylko część nagrań, które zbudowały popularność Years and Years. Po blisko trzech latach od tego sukcesu Years and Years zaczynają anonsować swój powrót. Kilka dni temu ukazał się singiel „Sanctify” zapowiadający nowy album. O wszystkich kolejnych ruchach w obozie Olly’ego, Mikey’a i Emre będziemy informować Was w pierwszej kolejności – a dziś zostawiamy z informacją o ich powrocie na Open’era!
ODESZA
Od kilku lat są jednym z najciekawszych amerykańskich zespołów elektronicznych oraz dowodem, że tamtejsza scena nie jest całkowicie opanowana przez EDM. Swoją błyskawiczną karierę rozpoczęli w 2012 roku, tuż przed opuszczeniem uniwersytetu Western w stanie Washington. Co prawda nagranie i wydanie albumu „Summer’s Gone” nie było warunkiem ukończenia studiów, ale jakoś tak wyszło. Płyta wzbudziła zainteresowanie w środowisku undergroundowych fanów elektroniki. To wystarczyło. Social media zrobiły swoje.
Drugi album projektu „In Return” zadebiutował na szczycie listy Dance/Eletronic tygodnika Billboard, stając się wydarzeniem 2014 roku. Pochodzący z płyty singiel „Say My Name” otrzymał status złotej płyty, a remiks utworu autorstwa RAC został w 2016 roku nominowany do nagrody Grammy. Miniony rok przyniósł nową płytę Odeszy. „A Moment Apart” jest wejściem na poszerzone terytorium dźwiękowe, gdzie zespół stara się płynnie równoważyć organiczne i syntetyczne dźwięki, tworząc marzycielską hybrydę, która tyle samo zawdzięcza wytwórni Motown i surf-rockowi lat 60., co elektronicznym mistrzom w rodzaju Four Tet, M83 i Bonobo. W ciągu tego pięcioletniego okresu Odesza przeszła od punktu zerowego do wyprzedawania dużych aren, a wszystko to bez korzystania z głównego nurtu mediów. Zbudowali swoją pozycję dzięki poczcie pantoflowej, streamingowi, a także świetnej opinii dotyczącej ich koncertów, o czym przekonacie się ostatniego dnia Open’era.
VINCE STAPLES
Choć jeszcze kilka dni temu zapowiadał swoją emeryturę i na jednym z portali rozpoczął zbieranie 2 milionów dolarów na godne życie, Vince Staples raczej nigdzie się nie wybiera, a cała akcja była raczej elementem sprytnej kampanii zapowiadającej nowy materiał rapera – singiel „Get the Fuck Off My Dick”. Czy to przedsmak kolejnego albumu? Trudno powiedzieć, bo ostatnia płyta Vince’a nie straciła jeszcze nic ze swojej świeżości – ukazała się latem ubiegłego roku i w dalszym ciągu potrafi wzbudzać środowiskowe dyskusje. Dlaczego? Bo Staples wybrał zupełnie inną drogę niż na swoim przełomowym debiucie „Summertime ’06” – koncepcyjnym, podwójnym wydawnictwie, dość klasycznym w formie muzycznej, ale jednocześnie ogromnie interesującym dzięki zaangażowaniu młodych producentów i podejmowanej tematyce.
„Summertime ’06” był jakby uzupełnieniem opowieści Kendricka Lamara i jedną z lepszych rapowych płyt tej dekady. Z kolei jej następca, „Big Fish Theory” to album zahaczający o awangardę hip hopu – eksperymentalny, taneczny, dziwaczny – przez co trudniejszy w odbiorze. Fani starli się z przeciwnikami, a płyta i tak dotarła wysoko na listach sprzedaży i w recenzenckich podsumowaniach. Staples odniósł drugi sukces i na chwilę mógł zająć się innymi sprawami – słychać go na ostatnim albumie Gorillaz oraz na albumie inspirowanym filmem „Czarna Pantera”. Jaki będzie kolejny krok, kiedy wiemy, że emerytura raczej nie wchodzi w grę, przekonamy się w ciągu najbliższych miesięcy.
SUPERORGANISM
Istnieje duże prawdopodobieństwo, że rok 2018 będziemy pamiętać jako rok debiutu grupy Superorganism. Ten międzynarodowy oktet w błyskawicznym tempie zdobywa fanów i w czasie festiwalowego lata ma szansę zostać sensacją sezonu. Losy powstania Superorganism są dość skomplikowane i wiele zawdzięczają internetowi. Bo to właśnie tam amerykańska studentka japońskiego pochodzenia trafiła na nowozelandzki zespół The Eversons – podobno wyskoczył jej w polecanych na YT. Omijając kilka zwrotów akcji docieramy do momentu, w którym Superorganism składa się z ośmiu osób pożerających muzykę i popkulture tworząc z tego własną mieszankę.
Superorganism brzmią jak połączenie The Go Team z The Avalanches – widocznie duże składy już tak mają – zawsze generują podobną muzyczną energię. Zrekrutowani z mieszkańców kilku kontynentów swój dom odnaleźli na londyńskim East-Endzie, gdzie w wynajmowanym lokum stworzyli działające 24 godziny na dobę studio muzyczne. To tam powstał ich przebojowy singiel „Something in My M.I.N.D” (usłyszycie go w grze FIFA18) oraz cały debiutancki album, który na początku marca ukazał się na rynku nakładem wytwórni Domino. Superorganism będą przecierać ślady wszelkim składom, które nie chcą opierać się żadnym granicom – kulturowym, społecznym, artystycznym a przede wszystkim państwowym.
BOMBA ESTERO
Tu tworzy się historia! Po raz pierwszy w historii Open’era witamy w line-upie kolumbijski zespół. Bomba Estéreo to grupa z Bogoty, która połączyła tradycyjne latynoamerykańskie rytmy z cumbią (gatunek popularny na karaibskim wybrzeżu Kolumbii) z reggae, hip hopem i elektroniką. Trzonem Bomba Estéreo są Simon Mejia i Liliana „Li” Saumet. Mejia powołał do życia Bomba Estéreo (wtedy jeszcze jako A.M. 770) w 2005 jako kolektyw muzyczno-wizualny. W 2006 zmienił nazwę zespołu na Bomba Estéreo i wydał debiutancki album, „Vol. 1.”, z gościnnym udziałem Saumet w jednym z utworów.
Przy kolejnym albumie o występach gościnnych nie było już mowy – Li stała się częścią składu i tak jest do dziś. W krajach latynoskich Bomba Estéreo ma status gwiazd alternatywy i pozycję zespołu, który z powodzeniem zdobywa kolejne zagraniczne rynki. Bezsprzecznie pomógł w tym sukces singla „Soy Yo” z 2015 i płyty „Amanecer” nominowanej do nagród Grammy. Kilka miesięcy temu Bomba Estéreo powrócili z piątym albumem – „Ayo” i mają apetyt na więcej. A więcej oznacza nową publiczność – także Was podczas ich koncertu na Open’erze.
MARMOZETS
Są zespoły, które nie mogą sobie odpuścić nawet roku bez nowej muzyki, są i takie, które wracają do gry tylko wtedy, gdy mają coś do przekazania. Marmozets, których debiutancki album „The Weird and Wonderful Marmozets” został w 2014 roku uznany za jedną z najlepszych i najbardziej energetycznych gitarowych płyt, zdobywając m.in. nagrody miesięcznika „Kerrang!”, milczeli ponad trzy lata. Dziś są już po premierze swojego drugiego albumu „Knowing What You Know Now” i przyznają, że ten okres między dwiema premierami nauczył ich przede wszystkim cierpliwości.
Do siebie oraz do procesu twórczego. Wszystko przychodzi z czasem, a kiedy dodatkowo masz do dyspozycji wiedzę i talent Gila Nortona (producenta nagrań Pixies czy Foo Fighters) efekt końcowy musi być dobry. „Knowing What You Know Now” wymaga teraz koncertowego ogrania, dlatego Marmozets spakowali walizki i ruszają w trasę promującą nowe wydawnictwo. A ponieważ Marmozets przyzwyczaili nas do porywających występów (kto pamięta ich przejęcie Orange Main Stage w 2015 roku?), lepiej miejcie na festiwalu drugą parę butów, na wypadek zgubienia tej pierwszej podczas koncertu Brytyjczyków.
YONAKA
Nadmorskie Brighton co roku staje się na kilka dni stolicą nowej muzyki – organizowany tam od lat festiwal Great Escape jest dla wielu zespołów początkiem kariery dzięki skumulowaniu w jednym miejscu najważniejszych postaci branży muzycznej. Yonaka mieli tę przewagę nad setkami innych zespołów, które każdego roku w połowie maja pielgrzymują nad klifowe wybrzeże Anglii, że po prostu wyszli z domu i zagrali koncert. Stali się rewelacją festiwalu i od kilku miesięcy jest o nich głośno. A że Yonaka w wersji koncertowej to ponoć sam ogień, reszta kręci się sama. „Heavy”, tytuł ich pierwszego wydawnictwa wiele mówi o zawartości EPki – rock, metal, pop i beaty są tu tak pomieszane, że nie sposób przypiąć tu jakąś gatunkową szarfę – lepiej określić to stylówką – i właśnie „heavy” brzmi doskonale, o czym przekonacie się sami w lipcu, podczas koncertu na Open’erze.
Sprzedaż od 16.12.2017 do 10.06.2018 lub do wyczerpania puli biletów (w zależności od tego, co nastąpi wcześniej).
karnet 4-dniowy – 579 PLN
karnet 4-dniowy + pole namiotowe – 659 PLN
karnet weekendowy (pt, sb) – 399 PLN
karnet weekendowy (pt, sb) + pole namiotowe – 459 PLN
bilety jednodniowe – 259 PLN