Taki jest efekt, jak za komedię zabierają się specjaliści od żartu. Takiego „Juliusza” w polskim kinie brakowało

Czasami łatwo zapomnieć, że kino wcale nie musi być poważne i ciężkie. „Juliusz” dał nam dowód, że komedia ma się dobrze i dalej ma swoje miejsce. Może po prostu trochę się zmieniła.

Trudno o lepszą ocenę komedii niż to, co się działo na sali kinowej. Głośny i naturalny śmiech od początku do końca – to mogłaby być wystarczająca recenzja. Ale nie można nie wymienić głównych zalet filmu Aleksandra Pietrzaka. Przede wszystkim to świetnie rozpisany scenariusz. Historia jest lekka, dialogi celne, żarty zaskakujące, każdy wulgaryzm dobrze użyty. Od razu widać, że zajmowały się tym osoby znające się na żartach.

To też kolejna produkcja na gdyńskim festiwalu, w której warto zwrócić uwagę na aktorów. Świetny duet przyjaciół Mecwaldowski-Rutkowski, perfekcyjny Jan Peszek i urocza (w najlepszym tego słowa znaczeniu) Anna Smołowik po prostu zrobili świetny film. Są przerysowani, kiedy to jest potrzebne, miny im tężeją w dobrych momentach.

Warto też zwrócić uwagę na głównego bohatera, który przypomina postać rodem z komedii Marka Koterskiego. Jest przybity słabą pracą, kiepskim mieszkaniem, wiecznie pijanym ojcem, brakiem partnerki. Tak jak Adaś Miauczyński irytuje się wszystkim, co widać już w jednej z pierwszych scen. Dobrze jest czasem się zrelaksować, zobaczyć jak głupie i zabawne potrafi być nasze życie.

Ocena ogólna: 8/10

Wiktor Miliszewski

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj