Arka wciąż bez zwycięstwa w derbach Trójmiasta w piłkarskiej ekstraklasie. Na Stadionie Energa Gdańsk gospodarze wygrali zasłużenie, dzięki świetnej postawie w pierwszej połowie i znakomitej dyspozycji Flavio Paixao, który strzelił 3 gole. W piątek 13 kwietnia o 18.00 rewanż w Gdyni w ramach 31. kolejki.
STRACH MA OCZY FLAVIO
Komentujący przebieg meczu na antenie Radia Gdańsk Tomasz Korynt, który grał pięć sezonów dla Lechii w 2. lidze i tyleż dla Arki w ekstraklasie, był zły na gdynian. W ich działaniach dostrzegł strach, który skutkował fatalnymi błędami. Po jednej stronie Peszko ogrywał Zbozienia, a po przeciwnej Haraslin – Marciniaka. W środku pola karnego rządził Flavio Paixao, który w ciągu 25 minut na rożne sposoby strzelał gole – nogą, z rzutu karnego i głową. Arkowcy nie potrafili zareagować. Przyjmowali ciosy-bramki niczym zmroczony pięściarz, który ma ograniczony kontakt z rzeczywistością.
KOMFORT ROZLENIWIA
Drugą połowę Arka zaczęła w ustawieniu 4-4-2. Jankowskiego wsparł w ataku Esqueda, który w 98 minucie ustalił wynik meczu. Aktywny był także Marcus da Silva, który stwarzał większe zagrożenie niż grający do przerwy Piesio.
Lechię z rytmu wytrącili kibice, którzy, odpalając race, dwukrotnie spowodowali przerwanie meczu – w sumie na 10 minut. W tym czasie ich piłkarze ostygli, mieli czas, by dojść do wniosku, że jest po meczu.
W 66. minucie Zarandia chciał prawdopodobnie dośrodkować, ale piłka pomknęła w stronę bramki. Kuciak popełnił błąd i honor gdynian był uratowany. Gdańszczanie uznali, że o poprawienie wyniku będzie ciężko, a przecież już za tydzień kolejny mecz, jak się później okazało… z Arką w Gdyni. Dlatego inicjatywę już do końca posiadali rywale.
ZWYCIĘZCÓW SIĘ NIE SĄDZI
Lechia była właściwie umotywowana. Dobrą dyspozycję skrzydłowych – Peszki i Haraslina wykorzystał znakomicie usposobiony Flavio Paixao. Bezpieczeństwo w środku zabezpieczali Sławczew i Łukasik, a obrona nie miała nic do roboty.
Niezależnie od okoliczności zewnętrznych, czyli solidnej gry Arki wcześniej, oraz wewnętrznych – marazmu, który sprawił, że ostatni mecz udało się wygrać w zeszłym roku, Lechia na derby zawsze jest gotowa. Dowód dała w ostatnim sensownym momencie. Czy pójdzie za ciosem za tydzień w Gdyni?
DERBOWE KOMPLEKSY ARKI
Gdynianie nie umieją przygotować się do meczu derbowego. Dotyczy to wielu aspektów – przede wszystkim mentalnego, taktycznego.
Wspomniany Tomasz Korynt dostrzegł, że działania jego następców podszyte były strachem. Z tego wynikały błędy i w konsekwencji tracone bramki.
Trener Leszek Ojrzyński na użytek meczu w Gdańsku zarzucił schemat z dwoma napastnikami. Osamotniony Jankowski był niewidoczny i dopiero powrót po przerwie do systemu 4-4-2 dał efekt bramkowy.
Arka była była przemotywowana. Piłkarze stracili swoje walory. Obrońcy popełniali błędy, Bogdanow i Szwoch nie potrafili kreować gry w ofensywie. Piesio walczył wręcz i „wnóż”, a Zarandia był zupełnie niewidoczny.
ZA TYDZIEŃ OD NOWA
Już w piątek, 13 kwietnia, w 31. kolejce dojdzie do rewanżu. To korzystne miejsce i termin dla Arki. Sytuacja w tabeli jest komfortowa. 10-punktowa przewaga nad Lechią bezpieczna. Potencjał drużyny wciąż znaczny. Czasu na dogłębne analizy niewiele i to paradoksalnie może być atut. Piłkarze nie zostaną obarczeni materiałem do analizy. Nie będzie możliwości na wymyślenie cudownej recepty na Lechię. Zostanie tylko zwichnięta ambicja i urażona duma oraz najważniejsza zmiana w składzie uczestników derbów. Zamiast 22 tysięcy przeciwników, na trybunach zasiądzie 14 tysięcy ludzi przychylnych.
Co na to Lechia? Skoro jest się lepszym, to do wygrania jest tylko to, co się ma, a do stracenia wszystko. Będzie presja, z którą u siebie gdańszczanie poradzili sobie znakomicie.
Włodzimierz Machnikowski