Miasto z morza i pyłu… TEGO PRZEKLĘTEGO, CIEMNEGO PYŁU [OPINIA]

Mieszkam w Gdyni na Kamiennej Górze. I choć całe życie staram się być optymistą, to od dobrych kilkunastu tygodni życie widzę w ciemnych barwach. Wszystko przez ten przeklęty pył węglowy, który jest wszędzie – na oknach, parapetach, ścianach, podłodze i na pościeli. Zapewne też już jest w moich (naszych) płucach. I kiedy w końcu słyszę jakieś dobre wiadomości, nagle bańka pęka – bo to opinia, a nie deklaracja. 24 lipca w radiu odwiedził nas wiceprzewodniczący rady miejskiej w Gdyni – Andrzej Bień. To także pełnomocnik prezydenta miasta ds. bezpieczeństwa. Czyli osoba, która niejako przychodzi rozmawiać i tłumaczyć w imieniu siły rządzącej w Gdyni.

Zapytaliśmy naszego gościa o pył węglowy, który od dobrych kilkunastu tygodni uprzykrza życie mieszkańcom Gdyni i który niesie się niemalże w każdy zakątek miasta. I co? I nagle, po serii zapewnień, że problem istnieje (ale nie do końca wiadomo, czy jest tak poważny, jak opisują go mieszkańcy) i zapowiedzi, że uda się go rozwiązać prawdopodobnie jesienią (ale co z tego, skoro wtedy temperatury będą dużo niższe i będzie deszcz), padło coś interesującego.

CICHO, CICHO… AŻ TU NAGLE 

Coś, co pewnie tak samo jak ja zinterpretowały tysiące mieszkańców Gdyni. Szczególnie ci, którzy aktualnie prowadzą remont budynków, w których mieszkają (jak ja), albo ci, którzy dzień w dzień ze szmatą w jednej ręce i detergentem w drugiej próbują się pozbyć z mieszkania ciemnego intruza. Tu warto nadmienić jednak, że zamiast pieśni, na ustach mają soczyste przekleństwa (jak ja).

Czy mieszkańcy mogą spodziewać się odszkodowań za te np. zniszczone elewacje? – zapytała nasza redakcyjna koleżanka.

– Wydaje mi się, że to jest oczywista sprawa. Jeśli ktoś remontował swój budynek, np. zmieniał elewację, to trudno pogodzić się z tym, że po kilku dniach zostaje on zniszczony – odpowiedział Andrzej Bień.

„Fajnie” – pomyślałem. W końcu, po epistolograficznym ping-pongu miasta z portem (prezydent Szczurek wysyłał listy do portu i terminala ze stwierdzeniem, że „jest źle”, a port odpowiadał, że faktycznie „jest źle” i robią wszystko, „żeby było lepiej”), miasto zamiast podszczypywać, zdecydowało się kogoś pokopać po kostkach.

NADZIEJA… MATKĄ GŁUPCÓW…

Podłapaliśmy temat i stwierdziliśmy, że podpytamy o to, czy (i ewentualnie jak) miasto pomoże mieszkańcom w formułowaniu roszczeń wobec portu (konkretnie wobec Morskiego Terminala Masowego). Czy będą np. darmowe porady prawne? Może w świat pójdą jacyś rzeczoznawcy?

Wzięliśmy więc telefon i przekręciliśmy do pana Bienia. Na serię pytań z naszej strony usłyszeliśmy…, że to w zasadzie nie była żadna deklaracja, a jedynie… opinia.

Chciałbym przypomnieć naszemu gościowi, że przychodzi do radia nie jako osoba prywatna, ale jako urzędnik, którego słowa mogą, a w zasadzie mają, coś znaczyć. Ja oczekiwałbym deklaracji, a nie „opinii”, z których w zasadzie łatwo się wycofać. 

Mieszkańcy Gdyni oczekują stanowczych działań miasta, a nie jakichś tam „opinii”. W środę 25 lipca w urzędzie miasta zaplanowane jest spotkanie urzędników i przedstawicieli portu z mieszkańcami. Moim zdaniem o wiele za późno. Niestety, obawiam się, że dowiemy się na nim tych rzeczy, o których już wiemy od maja (a w zasadzie odczuwamy je na własnej skórze). Myślę, że miasto postawi się w roli takiego sekundanta, moderatora dyskusji, który nie opowiada się po żadnej ze stron. Myślę także, że nic z tego spotkania nie wyjdzie. Możliwe, że będzie jeszcze jedno, z większymi konkretami, deklaracjami i opowiedzeniem się po stronie mieszkańców. Ale to już raczej bliżej wyborów.

Łukasz Wojtowicz
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj