Mieszkańcy Trójmiasta, przez lata podróżujący na południe trasą A1 pamiętają Świecie. Wjeżdżając do tej miejscowości trzeba było zamykać okna w samochodzie, bo odór, uwalniający się ze zlokalizowanych w tym mieście zakładów celulozowych był nie do zniesienia. Dziś w Świeciu jest normalnie, ale w Gdańsku zupełnie inaczej. Składowisko śmieci na Szadółkach to problem od lat. Mimo zainwestowanych tam setek milionów złotych nic się nie zmienia. Fetor nie daje żyć nie tylko mieszkańcom osiedli, wybudowanych bez wyobraźni wokół składowiska, ale także tym, którzy mieszkają na Jasieniu, Ujeścisku czy w Kiełpinie Górnym.
Media piszą o problemach Szadółek od lat. I co? I nic. „Nierozwiązywalny” problem? Ja nie przypominam sobie ani jednej spektakularnej dymisji, a sytuacja się nie zmienia. Dlatego też, kiedy rozpoczynaliśmy naszą akcję „Pytamy o Szadółki”, spodziewaliśmy się rzeczowych odpowiedzi ze strony najwyższych władz w Gdańsku. Co w zamian otrzymaliśmy?
Zarząd Zakładu Utylizacyjnego i Portu Czystej Energii przysłał nam oto oświadczenie, które, w skrócie mówiąc pokazuje, jakie mają władze tych firm stosunek do cierpiących mieszkańców. „Jesteśmy zaskoczeni działaniami Radia Gdańsk” – czytamy w oświadczeniu. – „Problemy z uciążliwościami zapachowymi sąsiadów Szadółek są nam znane. Jesteśmy ich świadomi i bierzemy za nie odpowiedzialność podejmując szereg (sic!) działań, aby te uciążliwości zminimalizować”. Potem czytamy o tym, że zarządy tych spółek robią wszystko co mogą, by fetor nie był tak uciążliwy. No i tyle.
Teraz przejdźmy do meritum: w działaniach jakichkolwiek menedżerów nie liczy się to, że coś robią, ale czy robią to skutecznie. Podpisani pod oświadczeniem Michał Dzioba, prezes zarządu Zakładu Utylizacyjnego i Sławomir Kiszkurno, prezes zarządu Portu Czystej Energi pewnie mają dobre intencje, ale efektów ich pracy nie widać. Nie wiem, czy to kwestia braku kompetencji czy po prostu braku pomysłu. I tyle. Mieszkańcom Gdańska należy się wreszcie wyjaśnienie, dlaczego Szadółki są problemem od lat.
Jako Radio Gdańsk będziemy nadal zadawać pytania. Nie tylko do władz spółek, rozmywających odpowiedzialność za to, co się dzieje. Ale przede wszystkim będziemy pytać władze Gdańska o to, co robią, by sytuacja się poprawiła. Bo tłumaczenia, że trzeba wpakować w Szadółki kolejne miliony już chyba nikogo nie przekonuje.
I na koniec taka moja analogia: w Warszawie władze miasta mają problem z oczyszczalnią „Czajka”. W Gdańsku mamy kłopot z wysypiskiem śmieci. Gdzie więc te buńczuczne zapewnienia o tym, jak ważna jest ekologia, jak ważne jest zdrowe powietrze i zdrowa woda? Czy to wszystko słowa rzucane na wiatr? Na to wygląda. I jest to, niestety, wiatr od Szadółek.