„Nikt nie lubi polityki megafonowej”. Felieton Piotra Semki

(Fot. Radio Gdańsk)

– Sprawa propozycji rządu Niemiec, aby rakiety Patriot zostały rozmieszczone wzdłuż polskiej granicy z Ukrainą i chroniły nasz kraj od ewentualnych ataków rakietowych, rozwija się w bardzo ciekawy sposób – zauważa Piotr Semka, publicysta i dziennikarz.

Przypomnijmy, że najpierw niemiecka minister obrony Christine Lambrecht ogłosiła, że Niemcy gotowe są przekazać Polsce rakiety. Jak można się domyślać, jest to efekt niedawnego wypadku na wschodzie Polski, w którym zginęły dwie osoby, właśnie wskutek, jak się wydaje, zabłąkanej rakiety ukraińskiej, dokładnie rzecz biorąc: antyrakiety. I oto minister Błaszczak odpowiedział na to, że znacznie lepszym pomysłem byłoby, aby Niemcy rozstawili tego typu rakiety na wschodzie Ukrainy, aby neutralizowały rakiety sowieckie, które lepiej neutralizować z dala od granic Polski, a nie tuż przy naszej granicy. Niemcy odpowiedzieli na to, że w tej sytuacji to niemożliwe, ponieważ są gotowi, aby te rakiety broniły tylko krajów NATO, i rzeczywiście dwie niemieckie rakiety są na granicy słowacko-ukraińskiej.

Całą sprawę komplikuje jeszcze to, że oto minister prezydencki, pan Szrot, w Programie Pierwszym Polskiego Radia powiedział: „Stanowisko prezydenta Andrzeja Dudy jest tutaj najzupełniej precyzyjne: pan prezydent uważa, że gdyby doszło do tego typu przesunięcia przekazania przez Niemcy będących w ich dyspozycji baterii rakiet Patriot, to te rakiety powinny bronić polskiego terytorium i polskich obywateli”. Prezydencki minister niczego nowego do całej sprawy nie dorzucił, bo te rakiety, niezależnie, czy stałyby na wschodzie Ukrainy, czy na naszej granicy, w obu wypadkach broniłyby polskiego terytorium i polskich obywateli.

Cała sprawa każe zadać parę pytań. Po pierwsze: czy można uznać za wiarygodną propozycję, która jest zgłaszana publicznie, bez wcześniejszych konsultacji ze stroną polską? Tego typu dyplomacja jest nazywana przez dyplomatów polityką megafonową: ogłasza się jakiś komunikat, stawia się drugą stronę wobec faktu dokonanego i rozlicza się ją z tego, czy ona go akceptuje, czy nie. Nikt takiego stylu działania nie lubi. Po drugie, Niemcy w całej tej sprawie bardzo szybko zaczęli występować w obronie skrzywdzonej niewinności. Dowodem na to jest wywiad, jakiego udzielił ambasador Niemiec w Polsce jednemu z polskich mediów, w którym demonstracyjnie wyrażał swoje rozczarowanie polską decyzją. I trzecie pytanie: czy w tej sprawie minister Błaszczak konsultował się z prezydentem Dudą, a jeśli nie, to dlaczego tworzy się wrażenie różnic, demonstrowanych co prawda przez prezydenckiego ministra, ale jednak traktowanego jako wiarygodne źródło stanowiska prezydenta Rzeczpospolitej? Krótko mówiąc: w całym tym rozgardiaszu można tylko zatęsknić za światem, w którym zanim ktoś zacznie mówić, może coś skonsultować, i dotyczy to zarówno relacji polsko-niemieckich, jak i uzgadniania stanowisk na linii Ministerstwo Obrony – Pałac Prezydencki.

Jesteśmy dziennikarzami i wszyscy chcemy wiedzieć jak najwięcej, ale czasami w imię racji stanu wolałbym, żebyśmy mniej mieli do czynienia z dyplomacją, a bardziej z udanymi i trwałymi inicjatywami. Dyplomacja megafonowa nie kojarzy mi się z niczym dobrym.

Piotr Semka

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj