Ewolucja taboru, dokonująca się okresie powojennym na polskiej kolei, zakończyła się praktycznie na początku lat ’90. Parowozy odeszły wówczas do lamusa, utrzymując się w eksploatacji wyłącznie w kilku enklawach. W niedługim czasie miejsca te stały się niemal egzotycznymi atrakcjami, gdzie czynne jednostki przyciągają rzesze miłośników. Trudno zresztą im się dziwić; nie ma chyba wątpliwości, że ze wszystkich pojazdów szynowych to parowóz ma w sobie najwięcej majestatu i budzi największy respekt.
Pióropusze unoszące się wraz z rytmicznymi buchnięciami pary z komina i charakterystyczny zapach gorącego oleju mocno przemawiają też do wyobraźni osób niemających z historią kolei wiele wspólnego.
Mimo całej romantycznej otoczki, warto odnotować, że parowóz był pojazdem niedoskonałym i kłopotliwym w obsłudze. Tylko niecałe 8% energii spalanego węgla udawało się zamienić na pracę silników – cała reszta uciekała na zewnątrz w postaci ciepła. Brak centralnego smarowania powodował, że niemal na każdym postoju konieczne było ręczne dolewanie oleju do licznych panewek, tulei i prowadnic. Niska dokładność wykonania, liczne konstrukcyjne „wady wrodzone” wymuszały istnienie rozbudowanej sieci parowozowni, prowadzących regularne naprawy.
JEDYNY TAKI PAROWÓZ
Dlatego też z czasem parowozy zostały zastąpione przez tabor o napędzie spalinowym i elektrycznym, a pozostające w służbie jednostki doskonale sprawdzają się jako atrakcja turystyczna. Satysfakcja z obcowania z maszyną liczącą sobie co najmniej kilkadziesiąt lat, zwłaszcza wciąż działającą, skutecznie przesłania jej niedoskonałości. Na kolejach normalno- i wąskotorowych zachowało się w Polsce kilkanaście czynnych parowozów, jednak takiego, jaki posiada Muzeum Kolejnictwa w Kościerzynie, próżno by szukać gdziekolwiek indziej.
W przeszłości, wraz ze szczytowym okresem rozwoju i popularności kolei, powstawały również tzw. kolejki lilipucie, przeznaczone do rekreacyjnych przejazdów. Taki właśnie tabor produkowała m.in. firma Bassett-Lowke z Northampton. Dziś można oznajmić fakt posiadania w zbiorach kościerskiego Muzeum Kolejnictwa jednego z jej wyrobów – parowozu Atlantic z 1914 r. Stanowi on rzadki przykład małoseryjnej produkcji miniaturowych lokomotyw, które mimo „lilipuciej” skali mają wszystkie ważniejsze cechy pełnowymiarowych odpowiedników. Dokładność odwzorowania wszystkich detali i sam fakt, że mamy do czynienia z prawdziwym parowozem, a nie jego imitacją, zachwycają nawet laików.
RZĄDOWE DOFINANSOWANIE
Co prawda opisywany eksponat był w ruchu jeszcze kilkanaście lat temu, ale już wówczas wymagał zaawansowanego remontu. Dlatego też, gdy znalazł się w zbiorach muzeum, podjęto decyzję o przeprowadzeniu naprawy głównej. Wydatek z nią związany przekraczałby możliwości finansowe właściciela, gdyby nie dofinansowanie przyznane z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. W ramach programu Wspieranie Działań Muzealnych 2022, Muzeum Ziemi Kościerskiej jako beneficjent otrzymało fundusze w dużej części pokrywające koszty prac konserwacyjnych. Dzięki temu, już w sierpniu bieżącego roku lilipucia maszyna wyruszy na szlak. Obecnie trwają prace nad remontem kotła parowego, stanowiącego serce lokomotywy. To tu woda zamienia się w parę pod ciśnieniem, kierowaną dalej do cylindrów. Do przeprowadzenia konserwacji zdemontowano kocioł z tzw. ostoi czyli podwozia, następnie zdjęto jego otulinę i wyjęto ze środka szereg rur płomieniowych odprowadzających ciepło do wody. Z powodu panującego w kotle wysokiego ciśnienia, wszelkie prace naprawcze są obwarowane szczegółowymi przepisami, a tym samym przeprowadzane w profesjonalnym warsztacie.
Wierzymy, że naprawa wkrótce się zakończy, a my będziemy mogli zaprosić Państwa na inaugurację kursowania kolei lilipuciej „pod parą”.
mat. pras.