– Było podejrzenie, że przewozimy broń, a my mieliśmy bawełnę. Porwano nas przez pomyłkę – powiedziała w Radiu Gdańsk Krystyna Obolewicz-Dąbrowska, lekarz okrętowy na polskim statku m/s „Bolesław Krzywousty” porwany przez partyzantów w 1990 roku.
– Im chodziło o sprawę, a nie o pieniądze. Chcieli, aby o nich usłyszał świat – dodał drugi z gości Ryszard Leszczyński, autor książek o tragediach na morzu.
3 stycznia 1990 roku zaatakowano statek „Bolesław Krzywousty” należący do Polskich Linii Oceanicznych. Kiedy jednostka była w drodze z Port Sudanu do Massawy na Morzu Czerwonym, doszło do ataku piratów przeprowadzonego z szybkich łodzi motorowych. Statek był przez prawie 3 godziny ostrzeliwany z broni maszynowej i granatników, co wywołało szybko rozprzestrzeniający się na nim pożar. Uprowadzono 29 osobową załogę. Mówi się, że był to efekt pomyłki popełnionej przez partyzantów z Ludowego Frontu Wyzwolenia Erytrei, będących wówczas w konflikcie zbrojnym z Etiopią.