Historia o tym, jak nasza dziennikarka weszła na maszt Daru Młodzieży [DZIENNIK ANNY RĘBAS]

Żagle dla każdego, maszty też. Dziennikarze niestety wejdą wszędzie. Tylko po co? Dar Młodzieży w drodze na Florydę z dziennikarką radia na maszcie. Jest taki moment podczas rejsu, że człowiek wychodzi z kajuty i idzie na grotmaszt. To zjawisko jest zrozumiałe w przypadku studentów i załogi. Muszą postawić żagle, więc muszą wejść – opisuje powrót Darem Młodzieży z Panamy nasza dziennikarka Anna Rębas.

Ale co dzieje się w głowach tych, którzy nie są na wachcie i nie dotyczy ich komenda „alarm do żagli”? Po prostu – ciekawość pojawia się nagle. U mnie podczas każdego etapu Rejsu Niepodległości mniej więcej w połowie drogi między portami. Teraz przypomniały mi się słowa słynnego szlagieru w wykonaniu Jerzego Stuhra: „Na grota każdy wejść musi. Inaczej się udusi”.

K2 DARU MŁODZIEŻY

Wchodzę za każdym razem na inny maszt. Myślę, że do końca tej wyprawy wejdę na najbardziej sympatyczny maszt. Na fokmaszt. Nazwa przypomina mi fokarium w Heli, więc na pewno się wybiorę. Ale na razie inny cel – K2 Daru Młodzieży czyli Grot Maszt.

Każde wejście na maszt i na reje odbywa się pod kontrolą i za wiedzą oficera wachtowego. Od momentu, gdy wsiadłam na Dar Młodzieży w Panamie, czekałam na dogodny moment, by zrobić to, co robią codziennie studenci i laureaci.

Za 4 dni będziemy cumować w Miami, więc będzie nerwowo. Nie ma na co czekać. Drugiej takiej okazji nie będzie. Poza tym wszyscy już weszli. Ksiądz Mariusz Futyma przysłał mi dziś rano swoje zdjęcia z samej góry.

Jeszcze go nie pochwaliłam, a już sama wymyśliłam trasę dla siebie.

BANALNE. ALE NIE DLA WSZYSTKICH

Była punktualnie 15:00. Ogień i żar z nieba. I myśl jak błyskawica. Teraz, teraz, teraz.

Wejść na najwyższy maszt na żaglowcu, na grota. Wysokość 49,5 m o 15:00 na Karaibach? Przecież to takie banalne. Dla tych, którzy robią to codziennie, to żaden wyczyn. Ale dla mnie? Wyczyn może niekoniecznie, ale wielka frajda, bo ja dla takich widoków popłynęłam.

Tego, jak weszłam na pierwszą platformę, tzw. Marsa, nie pamiętam, bo pilnowałam, by za bardzo nie oddaliła się ode mnie idąca przodem młoda załogantka Kalina. Potem zaliczyłam sailing i trzecią platformę bramsailing.

WEJŚCIE Z PRZEWODNICZKĄ

Moja przewodniczka. Lekka, z warkoczykami, szczuplutka, zwinna. Ja bez warkoczyków i nie szczuplutka. Daleko nie lekka. Sytuacja wyjściowa taka sobie. Poza tym 30 lat różnicy. I zrulowana wkładka w bucie. Jak na złość. Oraz generalnie jakiś niepokój nagle się pojawił. Mruganie powieką, lekkie drętwienie palców. Jest fajnie. Udar się zaczyna. Zaraz zacznę drżeć i niewyraźnie mówić. A do Miami daleko. Myśli przelatują przez głowę. Idę. Weszłyśmy obie bardzo bezpiecznie i szybko. Po drodze na drugiej platformie stał inny instruktor drugiej wachty Piotr wraz z młodym laureatem. Takie wejście typowo szkoleniowe.

Laureat jeszcze nie do końca przekonany, czy chce iść wyżej. Zostali tam, gdzie ich spotkałyśmy, a my „pobiegłyśmy” dalej. Żaglowiec to statek, który pływa głównie na żaglach. Te ktoś zawsze musi postawić. Idąc od rufy stawia się żagle przypisane do krojcmasztu, grotmasztu i fokmasztu. Dobrze, że nie muszę znać ich olinowania i ożaglowania. Dziennikarze na żaglowcu najlepiej robią zdjęcia żagli, których nazw nie znają. I nawet niektórzy na nie wchodzą. Tylko po co?

A po co wchodzę na górę ja?

Bo tylko tyle mogę. A poza tym być na Karaibach, widzieć gdzieś z góry lśniącą taflę, wyobrażać sobie i przypominać te wszystkie filmy z piratami w tytułach i z fabułami o wielkich podróżnikach. Jak nie wejść?

PREZENT URODZINOWY

Przed pierwszym wejściem na maszty i reje należy zapoznać się z obowiązującymi przepisami BHP dotyczącymi pracy na wysokości. Musi też być podpisane oświadczenie wchodzącego. Dziś 5 lutego 2019. Data bezpieczna. Dzień po moich urodzinach. 13 bym nie weszła, ale dziś? Jak najbardziej. Jestem starsza o rok, więc wypada wejść na sam szczyt.

Pasy bezpieczeństwa pomógł mi założyć instruktor pierwszej wachty Jan. Przystojny brunet zapiął mnie w szelki. Wyglądałam, jak ostatnia paróweczka z „Misia”. Instruktor nie widział ważnej rzeczy, że w bucie odkleiła mi się wkładka wewnątrz i zrulowała się w palcach.

Zatem lekko utykając poszłam za młodą Kaliną (jak się dowiedziałam – studentką AWF-u na co dzień trenującą na ściance wspinaczkowej). Była cierpliwa, spokojna i bardzo sprawna. Też kiedyś taka byłam, ale postanowiłam wrócić do „sprawnej przeszłości” na grocie. Unosząc jedną nogę należy trzymać się obiema rękami, a przekładając rękę stać na obu nogach. Jest to istotne podczas silnego kołysania statkiem. Sporo jest prawdy w tym zdaniu, które znają wszyscy chodzący po górach: nie sztuką jest wejść. Celowo nie kończę. Przecież jakoś zeszłam.

Było wspaniale.

Mamo, przepraszam, ale nie mogłam dotrzymać obietnicy, że nie wejdę wyżej niż na pierwszą platformę. Zrobiłam sobie urodzinowy prezent. Na sam top.

 

Anna Rębas/mili

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj