Piotr Suchenia to człowiek instytucja pomorskiego biegania. Dla niego bieganie to nie tylko sposób na życie, to przede wszystkim pasja, której poświęca się na wielu polach działalności. Poniżej Piotr opowiada nam nie tylko o swoim bieganiu, ale również o innych ciekawostkach związanych z popularyzacją biegania na Pomorzu.
Maciej Gach: Trener personalny, maratończyk, triathlonista, organizator imprez sportowych, bloger – sporo tego. Zdarza Ci się w ciągu dnia nie myśleć o bieganiu?
Piotr Suchenia: Trochę tego jest, więc tu odpowiedź nasuwa się sama, Nie. Nie zdarza mi się w ciągu dnia nie myśleć o bieganiu. Generalnie cały czas o nim myślę, gdyż tak jak napisałeś, zawodowo zajmuję się organizacją m.in. biegów, więc w pracy to jeden z moich obowiązków. Oprócz tego przez cały czas jestem w kontakcie z moimi zawodnikami, biegaczami, których staram się prowadzić jak najlepiej potrafię. Po powrocie do domu realizuję swój trening oraz biegam z grupami czy osobami, którymi dodatkowo się opiekuję. Całe życie w biegu, ale to mnie nakręca i sprawia ogromną satysfakcję.
Zastanawiałeś się nad tym, że jesteś jedną najbardziej rozpoznawalnych osób w środowisku amatorskiego biegania na Pomorzu?
Nie przesadzajmy. Owszem sporo osób mnie kojarzy i zna, ale są zawodnicy czy trenerzy, którzy na pewno są bardziej znani czy rozpoznawalni.
Można powiedzieć, że szacunek jaki darzą Ciebie biegacze wynika z dwóch powodów. Po pierwsze, że uzyskujesz wspaniałe rezultaty biegowe – mimo, że jesteś amatorem. Drugi powód to taki, że odpowiadając za Grand Prix Biegów Ulicznych Gdyni, jako pierwszy w naszym województwie kierowałeś się zasadą, że najważniejsi są biegacze.
Myślę, że jest w tym dużo prawdy, szczególnie kiedy biegacze widzą, że osoba która jest odpowiedzialna za organizację biegu ulicznego – sama biega od ćwierć wieku i stara się wprowadzać jak najwięcej nowych i sprawdzonych rozwiązań, z którymi miała styczność, stojąc po drugiej stronie. Startowałem w wielu miejscach na Świecie i jako biegacz, nie skromnie chwaląc się z 25-letnim stażem, wiem co jest dla biegacza najlepsze i co się sprawdzi w praktyce, a co nie.
Oczywiście nie sposób jest przeskoczyć pewnych sytuacji. Często biegacze tego nie rozumieją, ale my, czyli osoby z Gdyńskiego Centrum Sportu, tworzymy nasze wspólne eventy właśnie dla biegaczy i to oni są najważniejsi. Gdyby tak nie było, nie pracowałbym tu, gdzie od 10 lat pracuję, bo nie miałoby to sensu. To pewnego rodzaju misja, którą staram się wypełniać.
W gdyńskich biegach startowałem od początku lat 90-tych, kiedy Stocznia Gdyńska we współpracy z Gdyńskim Bałtykiem organizowała „Gdyńskie Biegi Sobotnie”. Mało kto to pamięta, ale był kiedyś taki cykl imprez, które cieszyły się dużym jak na tamtejsze czasy powodzeniem. Motorem napędowym był wtedy Andrzej Magier, który starał się wypromować bieganie w Gdyni i na Pomorzu.
Czytając fora czy maile od zawodników niekiedy mam wrażenie, że niestety jest odwrotnie i jesteśmy „bezdusznymi urzędnikami”, którzy mają za nic biegaczy. Na szczęście są to szczątkowe opinie i sami biegacze coraz bardziej widzą, że staramy się ile możemy i raz za razem wprowadzamy nowe zmiany, które mają na celu – aby uczestnik od przeczytania informacji o imprezie, do otrzymania wyników z zawodów – czuł się wyjątkowo.
Wiadomo, że popełniamy niekiedy błędy, ale ten nie popełnia błędów, co nic nie robi. O tym, że coraz więcej biegaczy nam zaufało i że poziom organizowanych przez Gdyńskie Centrum Sportu imprez jest wysoki –najlepiej świadczy właśnie frekwencja na zawodach.
Masz jakieś marzenia związane z GPX w Biegach Ulicznych Gdyni? Np. 10 tysięcy uczestników na 90-lecie Gdyni w Biegu Urodzinowym?
Tak, mam kilka. Jedno z nich to nadanie przez IAAF certyfikatu „Gold Label”, ale to może być trudne i przez najbliższe kilka lat niewykonalne. Kolejnym moim marzeniem jest udział w naszym biegu światowej sławy zawodników – starych i nowych mistrzów najwyższego formatu. Może to trochę marzenia na wyrost, ale udział takich biegaczy jak Mo Faraha, Hailego, Paula Tergata czy Kenenisy Bekele, z którym ramię w ramię biegną inni zawodnicy, to moje „jubileuszowe” marzenie. Takim tropem poszli organizatorzy biegu na 10 km w Sopocie, w którym udział wzięła Paula Radcliffe i bardzo fajnie się to sprawdziło.
Biegasz od wielu lat. Do osiągniętego rekordu życiowego w maratonie (2 godziny, 29 minut i 35 sekund), jakie zaliczyłbyś największe sukcesy, które udało Ci się uzyskać?
Dokładnie od 1990 roku, do największych sukcesów jakie udało mi się osiągnąć zaliczam zdobycie srebrnego medalu podczas Akademickich Mistrzostw Polski w Maratonie, złamanie magicznej bariery (jak dla mnie) 2:30 w maratonie, zajęcie 3 miejsca w Midnight Sun Marathon w Tromso (Norwegia), 2 miejsca w Palma de Mallorca Marathon w Hiszpanii, czy 5 miejsce w Bangkok Marathon.
Do wyniku poniżej 2:30 podchodziłem trzy lata. Kilka razy miałem pecha w ostatnich dniach przed startem, albo osobiste sprawy krzyżowały szyki i nie było „spokojnej głowy” (Berlin 2010), albo głupie błędy żywieniowo – treningowe odwracały wszystko o 180 stopni (Eindhoven 2011), ale w końcu udało się pobiec dobre zawody. Chociaż wiem, że byłem przygotowany na 2:27… .
Obecnie bieganie łączysz z triathlonem. Jakie masz plany względem tego sportu?
Może nie do końca. Z tri miałem krótki epizod. Ukończyłem 3 „połówki” i kilka krótszych dystansów, ale bardziej z ciekawości co to za dyscyplina i jak się do niej zabrać, niż z wielkimi planami. Oczywiście postanowiłem sobie cel, jakim było złamanie 5 godzin w ½ Ironmana. Może nie jest to jakimś wielkim sukcesem dla kolarza czy pływaka, ale dla biegacza to jest jednak nie lada wyzwanie.
Szczególnie, że do treningu triathlonowego podchodziłem z nie praktyczną, a czysto teoretyczną wiedzą i w kilka miesięcy uczyłem się na sobie treningu triathlonowego. Po nieudanych startach wyciągnąłem wnioski i w Gdyni w 2013 roku zrealizowałem swój plan bez większego problemu.
Obecnie wróciłem do maratonu i właśnie w nim chcę jeszcze trochę „namieszać”. W tym roku wchodzę w wiek weterana i kuszą mnie Mistrzostwa Świata Weteranów w Maratonie i tam planuję swój start. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.
Do tri wrócę jak będę miał czas na trening. Niestety jestem jeszcze na tym etapie, że nie potrafię podchodzić do sportu w sposób rekreacyjny, typowo „4 fun”. Cały czas gdzieś w głowie świeci się lampka z napisem „wyczyn”, oczywiście przez „małe w”, bo na to duże „w” nie mam czasu, ale plany są jak zawsze ambitne. Wiem, jak trenować, wiem co się sprawdziło, a co nie, oraz co trzeba poprawić. Pierwsze skrzypce gra czas na trening, bo do pełnego Ironmana trzeba dużo trenować, a żeby złamać „magiczne” 10 godzin, trzeba trenować jeszcze więcej.
Warto podkreślić, że prowadzisz również bloga, który jest zresztą bardzo popularny. Jak to się stało, że zacząłeś pisać o bieganiu?
Bloga prowadzę od 2009 roku. Wcześniej dość aktywnie działałem na forach internetowych – zwłaszcza na starym forum biegajznami.pl, które chyba było „początkiem wszystkiego”, czy w tematycznych księgach gości, ale było to dość chaotyczne i nieusystematyzowane.
Po pewnym czasie postanowiłem to zmienić i zacząłem w jednym miejscu spisywać wszystkie przemyślenia, opisy z zawodów, czy podróży. Tak to się zaczęło i trwa ładne kilka lat. Teraz mój blog całkiem fajnie się prezentuje, chociaż i tak mam wiele pomysłów jak go udoskonalić, tylko czasu brak.
Miłą niespodzianką było zajęcie w ubiegłym roku bardzo wysokiego czwartego miejsca w konkursie organizowanym przez Festiwal Biegowy na Biegowego Dziennikarza Roku. W tym roku po raz kolejny zostałem zgłoszony do konkursu, więc jakby ktoś chciał wesprzeć mnie swoim głosem, to będę wdzięczny. (Zagłosować na Piotra można tutaj)
Czytasz inne blogi?
Tak. Czytam regularnie blog Marcina Nagórka (nagor.pl), mojego byłego podopiecznego Maćka (przyspieszaigna) oraz Mariusza Giżyńskiego (mariuszgizynski.pl) Oprócz tego na uwagę zasługują blogi ironfactory.pl czy aga4run.pl. Fajnie czyta się również bloga Agaty Masiulaniec, czyli biegowyswiat.pl. Przekrój biegowych blogerów w Polsce jest dość szeroki i jest w czym wybierać.
W Polsce boom na bieganie nadal nie maleje. Nie masz czasem wrażenia, że imprez biegowych jest zbyt wiele?
Tak. Czuję duży przesyt na rynku biegowym, gdyż niestety ilość nie nadąża za jakością. Nie problem jest zorganizować bieg, ale problemem jest zorganizować go dobrze. Tak, żeby wszyscy byli zadowoleni, a biegacze z chęcią wrócili za rok i polecaliby takie zawody swoim znajomym.
Uważasz, że obecny rok może być ostatnim, jeśli chodzi o falę wzrostową popularności biegania w Polsce?
Nie. Bieganie rozwija się i będzie się rozwijało, gdyż trafia do wszystkich i praktycznie każdy może do niego trafić. To również swoista moda, za którą należy podążać, żeby być trendy, ale ta moda wciąga i uzależnia. Wielu moich znajomych z czasów szkoły podstawowej, średniej czy studiów, dla których bieganie było karą i w życiu nie wystartowaliby z własnej, nieprzymuszonej woli w zawodach biegowych – obecnie startuje.
Widząc ich wpisy na FB, czy czytając maile mam ogromną satysfakcję, że jak to się kolokwialnie mówi „nawrócili się”. Podobny boom jest na triathlon, ale to jak na razie bardziej elitarna i kosztowna dyscyplina, chociaż wzrost jej popularności w kraju przerasta wszelkie oczekiwania organizatorów i samych zawodników.
Porównując Pomorze z innymi miejscami w kraju, to nasze województwo pod względem ilości organizowanych imprez biegowych i frekwencji – staje się jednym z głównych ośrodków biegania w Polsce. Co o tym sądzisz?
Powiem nieskromnie… w końcu!!! Trójmiasto, Pomorze to wielki potencjał biegowy i sportowy. Mamy bardzo dużą aglomerację w której mieszka sporo osób, które chcą aktywnie spędzać swój wolny czas. Trzeba go zaplanować i dopasować do ich potrzeb, a mając takie piękne warunki terenowe, jakie są u nas, mamy szerokie pole do działania.
Pomorze „biegowe” to nie tylko Gdynia, Sopot i Gdańsk, ale również Rumia, Reda, Wejherowo, Lębork, Słupsk, Tczew, Malbork czy Kaszuby. To ogromna ilość biegaczy, którzy zaczynają się „bawić” w turystykę biegową – na razie lokalną, ale niedługo ogólnokrajową. a potem i być może światową. Tak to działa. Musimy dla tych biegaczy stworzyć taką imprezę, która spełniałaby standardy światowe i śmiało można byłoby ją porównać z którymś z dużych światowych biegów. Należy pamiętać, że to działa również w drugą stronę.
Uważasz, że biegacze powinni badać się regularnie?
Koniecznie. Nie tylko dla własnego „świętego spokoju”, ale dla spokoju swoich rodzin oraz organizatorów. Bieganie i każda inna aktywność fizyczna to obciążenie dla całego organizmu i należy się do niej przygotować – nie tylko pod względem treningowym, ale i zdrowotnym, bo balansuje się po dość cienkim lodzie.
To tak jak z przeglądem samochodowym. Jak nie zmienimy oleju, klocków hamulcowych czy opon, to za jakiś czas możemy wypaść z zakrętu i rozbić się na pierwszym lepszym drzewie, bo nasz bolid ulegnie awarii. Jeżeli będziemy robili regularnie i systematycznie „przegląd”, to dojedziemy cali i szczęśliwi do docelowej stacji, a nasze rodziny nie będą miały przykrych niespodzianek na trasie, tylko z uśmiechem będą mogły nas powitać na mecie.
Proszę pamiętać – bieganie to obciążenie dla całego organizmu!!! Dla serca, płuc, mózgu, wątroby, śledziony, stawów, kręgosłupa itp. Zdrowie i życie ma się tylko jedno i należy o nie dbać, bo drugiej szansy raczej nie dostaniemy. Wszystko jest fajne, ale do czasu… .
Co chciałabyś przekazać pomorskim biegaczom?
Zacytuję może niepoprawnego „Laskę” z mojego ulubionego filmu „Chłopaki nie płaczą”, ale bez kilku epitetów: „W ogóle bracie, jeżeli nie masz na utrzymaniu rodziny, nie grozi ci głód, nie jesteś Tutsi, ani Hutu i te sprawy, to wystarczy, że odpowiesz sobie na jedno bardzo, ale to bardzo ważne pytanie – co lubię w życiu robić. A potem zacznij to robić.”
Tak na poważnie, to trenujcie z głową z lekko zaciągniętym hamulcem ręcznym. Pracując kilkanaście lat z amatorami doskonale wiem, że większa większość trenuje za mocno, za intensywnie, nie współmiernie do osiąganych rezultatów. Lepiej na treningu pobiec kilka czy kilkanaście sekund wolniej, niż kilka sekund na kilometr za szybko, bo szybko biega się na zawodach. Na treningach biega się z chłodnym spokojem i opanowaniem, bo pośpiech jest złym doradcą. Nie zapominajcie o gimnastyce, ćwiczeniach ogólnorozwojowych, stabilizacyjnych – chyba, że macie dużo pieniędzy i czasu, żeby odwiedzać lekarzy czy fizjoterapeutów. Musicie pamiętać, że bieganie nie tylko na bieganiu polega… .
Zapraszam serdecznie na mojego bloga run-passion.pl.
Rozmawiał Maciej Gach
Piotr Suchenia (rocznik 1980) – absolwent AWFiS Gdańsk, trener II klasy w lekkiej atletyce, maratończyk, bloger. Na co dzień pracownik Gdyńskiego Centrum Sportu.
Fot. – archiwum prywatne Piotra Sucheni.