Przemysław Frasunkiewicz wkroczył do ekskluzywnego grona koszykarzy, którzy na polskich parkietach zdobyli przynajmniej 5 tys. punktów. Dokonał tego w trzeciej kwarcie wygranego przez Asseco meczu z Polpharmą Starogard Gdański. – Naprawdę nie starałem się zdobyć tych siedmiu punktów, których mi brakowało. Dla nas naprawdę liczył się ten mecz w kontekście play-offów. Widziałem już takie mecze, gdzie były kwiaty, podziękowania, statuetki, a później gość przez 3/4 meczu nie wiedział co się dzieje.
Frasunkiewicz przygodę z koszykówką zaczął na początku lat 90 w drużynie MKS Gdynia. Później święcił sukcesy z juniorskimi zespołami Trefla zdobywając trzy razy z rzędu mistrzostwo Polski. Następnie dołączył do pierwszej drużyny z Sopotu. W seniorskim baskecie debiutował 20 lat temu. Worek z punktami w ekstraklasie rozwiązał w 1998 roku.
– Graliśmy chyba z Sosnowcem. Sfaulowali mnie jak rzucałem za 3. Byłem taki przestraszony, że dwóch pierwszych wolnych nie trafiłem, w ogóle ledwo trafiłem w obręcz. Trzeciego wolnego jakoś wturlałem. Z tamtego roku w ekstraklasie poza mną gra już tylko Wojciech Żurawski, wspomina 37-letni koszykarz.
Jeśli brać pod uwagę grę ofensywną popularny Franz kojarzy się głównie z rzutami dystansowymi. – Kiedy byłem juniorem rzucałem bardzo dużo punktów. Miałem średnie 40 czy 50 punktów. Potem szybko przeszedłem do seniorskiego basketu gdzie była hierarchia i nie dało się rzucać tylu punktów. Musiałem sobie znaleźć swoje miejsce i coś w czym będę się doskonalił, mówi „Franz”, który na początku kariery wcale nie był specjalistą od trafiana z obwodu – Rzucałem słabo za juniora.
Trener Pietruszak powiedział, że jak nie poprawię rzutu w wieku 16 lat to nie będę miał szans na grę nawet w pierwszej lidze – Frasunkiewicza nie można jednak postrzegać jako koszykarza jednowymiarowego, który koncentruje się wyłącznie na ataku. Niekiedy nie docenia się jego wkładu w konstruowanie akcji i obronę.
– Trener Aleksandrowicz w moim pierwszym sezonie w ekstraklasie kiedy ważyłem tylko 90 kg kazał mi kryć rozgrywających ponieważ byłem długi i dobrze naciskałem na rywali. Zawsze lubiłem podawać. W tym sezonie momentami nawet przesadzam z podawaniem. Czasami mogę rzucić, a podaje. Jest już czas żeby nasi młodzi zawodnicy zdobywali punkty, podkreśla Frasunkiewicz, który po zakończeniu kariery zawodniczej nie wyklucza przejścia na drugą stronę koszykarskiego wtajemniczenia. Papiery trenerskie już ma, a podczas meczów Asseco wchodzi w skórę grającego szkoleniowca, często udzielając wskazówek młodszym kolegom.
Jeśli nie „trenerka” to może „komentatorka”? Frasunkiewicz jest wielkim fanem NBA. O rozgrywkach najlepszej koszykarskiej ligi świata mógłby opowiadać godzinami, a opowiadać potrafi bardzo barwnie. Na razie jednak nie chce zdradzać kiedy zakończy karierę. Pytać go o to nie ma sensu ponieważ zdrowie i forma dopisują, a i chęci nie słabną. Poza sezonem kiedy głód koszykówki daje o sobie znać, weterana ligowych parkietów można spotkać na ulicznych boiskach, podczas streetballowych turniejów.
Frasunkiewcz obecnie rozgrywa swój 19 sezon w ekstraklasie. Pod względem zdobyczy punktowych najbardziej udane było dla niego rozgrywki 200/2001 kiedy po odejściu z Trefla rzucał dla PKK Szczecin średnio 16,9 punktu. Reprezentował także barwy Noteci Inowrocław, Energa Czarnych Słupsk ( brązowy medal MP) Anwilu Włocławek ( srebrny medal MP), Polonii Warszawa i Asseco Gdynia ( 2 złote medale MP). W dorobku ma także Puchar Polski, Superpuchar Polski, występy Meczach Gwiazd, w Eurolidze i Lidze VTB oraz udział w mistrzostwach Europy w 2007 roku z reprezentacją Polski.