W niedzielę o godz. 7:17 zmarł Jacek Mielewczyk. Miał 57 lat. Był dyrektorem Zespołu Kształcenia Podstawowego i Gimnazjalnego nr 26, twórcą Gdańskiej szkoły Floretu oraz klubu szermierczego UKS Atena. Ostatni raz wiedzieliśmy się w AWFiS. To było jakoś przed dwoma miesiącami niedaleko Zakładu Fizjoterapii. Nie wiedziałem o chorobie Jacka. – A ty nie jesteś za młody, żeby się leczyć?, zapytałem zaczepnie i dowcipnie. – Rehabilituję się, odpowiedział pogodnie wskazując na ramię.
BYŁ TENISISTĄ STOŁOWYM
Poznaliśmy się na początku lat 80, kiedy Jacek był młodym, zdolnym tenisistą stołowym. Chodziłem na Jego mecze do sali ZSBO przy ul. Karola Marksa. Był podstawowym graczem trzecioligowego MRKS, potem przeniósł się do AZS, gdzie grali m.in. Grubba, Kucharski, Jakubowicz i Klimkowski.
Był skazany na AWF i ten wyrok przyjął z pokorą oraz satysfakcją. Z wyrokiem, żeby umierać w kwiecie wieku, nie pogodził się nigdy. Jak na sportowca przystało, walczył do końca. Nie potrzebował kibiców, dlatego o jego chorobie wiedzieli nieliczni.
NIKT NIE WIEDZIAŁ O CHOROBIE
„Jacek od nas odszedł. W ciszy i spokoju. Walczył jak prawdziwy sportowiec, jednak nawet on w końcu przegrał.
Msza pożegnalna odbędzie się w Kościele im. św. Stanisława Kostki przy ulicy Abrahama w Oliwie, tak blisko szkoły, w której był dyrektorem. Termin zostanie ustalony, o czym poinformuję” – napisała na profilu Jacka Bożena Kondratiuk.
To było niesamowite, bo miało się wrażenie, że autorem informacji jest sam Jacek. Tym bardziej, że firmował to nowym zdjęciem profilowym na Facebooku z tym charakterystycznym filuternym spojrzeniem i uśmiechniętymi oczyma.
OSTATNIE POŻEGNANIE
Odszedł wartościowy człowiek. Przez ostatnie lata kierował Gdańską Szkołą Floretu, o której utworzeniu marzyły całe pokolenia sportowców. On te marzenia zrealizował. Pracowity, pełen pasji, niespełniony do końca. I tego niespełnienia najbardziej żal. Jacku, będziemy pamiętać…
Włodek Machnikowski/mat