W Marsylii Euro 2016 budziło złe skojarzenia już od pierwszego dnia. Gdy 10 czerwca na podparyskim Stade de France odbywał się mecz inauguracyjny, w tym samym czasie na południu kraju – właśnie w Marsylii – Anglicy i Rosjanie toczyli krwawy bój przed spotkaniem, które rozegrane zostało między obiema reprezentacjami dzień później. Niechęć mieszkańców do mistrzostw Europy całkowicie odwrócili Polacy po meczu z Ukrainą.
W dzień meczu z Ukrainą kibice reprezentacji Polski umówili się w starym porcie Marsylii, skąd wspólnie przemieścili się na Stade Vélodrome: 67-tysięczny obiekt, drugi co do wielkości w całej Francji, który w dniu meczu w ogromnej większości wypełniony został właśnie kibicami z Polski.
MARSZ PO ZWYCIĘSTWO
Był to marsz z gatunku radosnych pochodów przypominających choćby ten, który nieco ponad dwa tygodnie wcześniej odbyli kibice Arki, żegnając 1. ligę. Główne ulice Marsylii zostały zalane biało-czerwonymi barwami, których końca nie było widać. Przemarszowi towarzyszyły nieustające przyśpiewki dopingujące Roberta Lewandowskiego i spółkę, kibice odśpiewali także m.in. hymn narodowy.
NORWEGIA TEŻ ZA POLSKĄ
W pochodzie radośnie wędrowałam także ja. Gdy dotarłam do Marsylii w dzień meczu, lawina kibiców przemieszczała się właśnie ulicą przechodzącą pod oknami apartamentu, w którym się zatrzymałam. Pochód trwał na tyle długo, że zdążyłam znaleźć numer lokalu, zostawić w nim swoje rzeczy i po krótkiej chwili dołączyć do potoku rozśpiewanych rodaków.
W nim poznałam m.in. Norwega, który przyleciał do Marsylii z Barcelony tylko po to, by dopingować Polaków. Twarz wymalowana w biało-czerwone flagi, uśmiech od ucha do ucha. Norweg okazał się towarzyszem gromadki z Gdyni. – To ty robiłaś wywiad z Raúlem dla Radia Gdańsk, prawda? – usłyszałam chwilę później od jednego z gdynian. – Kolega cię przyuważył. Radosny marsz trwał i aż chciałoby się, by Stade Vélodrome nie ukazał się naszym oczom przez kolejnych kilka kilometrów.
MIESZKAŃCY MARSYLII NA NOWO POKOCHALI EURO
Tak samo wspaniała, jaką okazała się spontaniczna inicjatywa polskich kibiców, była reakcja mieszkańców Marsylii na maszerujących Polaków. Ludzie zatrzymywali się na ulicy, by nakręcić przemarsz swoimi telefonami komórkowymi, inni robili to wyglądając z okien swoich mieszkań. Wszyscy jednakowo uśmiechnięci i pełni sympatii dla tego, co działo się na ich oczach.
STREFA KIBICA POD PALMĄ
W Marsylii wspaniała była nie tylko atmosfera przed meczem z Ukrainą oraz jego wynik. Piękna jest również tamtejsza strefa kibica, zlokalizowana tuż przy plaży, oddalona o niecałe 2 km od stadionu. Podzielona jest na trzy części: jedną, w której można skorzystać z międzymeczowych atrakcji, oraz dwie przeznaczone typowo do oglądania spotkań.
A jak je się tam ogląda! Zasiadamy wśród tłumu kibiców, którzy dbają o to, by nikt nie zasłaniał sobie widoku na gigantyczny ekran. Z jednej strony palmy, z drugiej plaża i morze, w oddali piękny masyw górski. Jak do tej pory jest to bez wątpienia moja ulubiona strefa ze wszystkich. Szkoda tylko, że w dniu spotkań rozstrzygających zmagania w grupie F, zdecydowano się pokazać w niej mecz Austrii z Islandią, a nie obfitujący w emocje Cristiano-show, czyli spotkanie Portugalii z Węgrami. Wiele siódemek opuściło plac, by obejrzeć ten właśnie mecz w jednym z pobliskich pubów.
POWRÓT NA PÓŁNOC
Sama zakończyłam dziś pobyt na Lazurowym Wybrzeżu. Żegnając piękną Marsylię wyruszyłam skoro świt do Bordeaux, skąd już jutro przemieszczę się na Île de Ré – niewielką wyspę, którą na swoją bazę wypadową podczas Euro 2016 wybrali Hiszpanie. To tam obejrzę m.in. sobotnie starcie Polaków ze Szwajcarami w 1/8 finału, licząc, że hiszpańskie klimaty rozluźnią odczuwalny już teraz stres. Do boju Polacy!