Na takie rozstrzygnięcia piłkarze i sympatycy Arki Gdynia godziliby się przed sezonem w ciemno. Sześć bramek strzelonych w dwóch spotkaniach, żółto-niebieskie barwy w jedenastkach obu kolejek oraz wyróżnienie w postaci najlepszego zawodnika 2. i 3. kolejki Ekstraklasy. Po pierwszych trzech meczach Arka zajmuje w tabeli wysokie 3. miejsce.
Awans do Ekstraklasy był w przypadku beniaminka z Gdyni jedną wielką niewiadomą. Jeszcze przed rozpoczęciem bieżącego sezonu seria dwudziestu meczów bez porażki w 1. Lidze kontrastowała z gorzkim wspomnieniem ostatnich występów Arki w Ekstraklasie. Wówczas, w sezonie 2010/11, na ostatnich dwadzieścia ekstraklasowych spotkań gdynian złożyło się 5 remisów i aż 15 porażek.
Znaków zapytania było wiele: czy silny skład z 1. Ligi okaże się tak samo silny na ekstraklasowych boiskach? Czy wystarczy ambicji, by wierzyć, że Arka będzie walczyła o coś więcej, niż przetrwanie? O to spokojny jest Krzysztof Sobieraj: – Nie taki diabeł straszny, jak go malują – mówi zawodnik w rozmowie z Radiem Gdańsk. – Nie ma jednak miejsca na pomyłki. Na tym poziomie rozgrywek każdy głupi błąd będzie zazwyczaj kończył się utratą bramki – ostrzega.
KRZYSZTOF SOBIERAJ: JASNA I CIEMNA STRONA AWANSU
Były kapitan żółto-niebieskich awansował z Arką do Ekstraklasy trzy razy: w 2005, 2008 i 2016 roku. Podczas długiej, 15-minutowej rozmowy rozłożyliśmy na części pierwsze temat ostatniego awansu, był jednak również czas na to, aby powspominać poprzednie. – Każdy z nich był wyjątkowy, no może pomijając ten z 2008 roku. Awansowaliśmy wówczas z 4. miejsca, ale trzeba też pamiętać, że zaczynaliśmy sezon z pięcioma ujemnymi punktami. Gdyby nie zostały nam one przyznane, awansowalibyśmy normalnie, a nie jak twierdzą niektórzy – kuchennymi drzwiami – zauważa Sobieraj.
Jeszcze bardziej kontrowersyjny, niż awans z roku 2008, był ten, który Arka uzyskała trzy lata wcześniej. Gdy o niego pytamy, popularny Sobi przyznaje, że do tematu nie lubi wracać. Ale nie unika odpowiedzi. – Nie mieliśmy na to żadnego wpływu. Polska piłka była skażona, taki był system – i władze nie miały prawa przed nim uciec, bo wszyscy grali nie fair. Niech rzuci kamieniem ten, kto nie brał w tym udziału, albo uważa, że nie wiedział, jak w tamtym okresie odbywały się mecze na najwyższych szczeblach – kontynuuje zawodnik.
Posłuchaj rozmowy:
Z Krzysztofem Sobierajem poruszyliśmy także nieco mniej poważne tematy. Zastanawialiście się kiedyś, co dzieje się w piłkarskiej szatni? – Szatnia jest pełna żartów, które zawodnicy robią sobie nawzajem. Klapki zostawały przyklejane do kafelek, buty przybijane gwoździami do drewna, a bieliznę smarowało się bardzo mocno rozgrzewającą maścią. Wszystko to działo się jednak na przyzwoitym poziomie i żaden z nas nie miał pretensji do reszty – zapewnia zawodnik.
AWANS OD STRONY MARKETINGOWEJ
Ekstraklasa to nie tylko piękna murawa ekstraklasowych boisk i rozgrywany na nich futbol. To także całe zaplecze, składające się m.in. z o wiele szerszego zakresu działań marketingowych. Piłkarze wychodzący do kibiców, aktywność klubu w mediach społecznościowych, akcje promocyjne – to wszystko także składa się na sukces klubu w Ekstraklasie.
– Chcemy pokazywać kibicom, że jesteśmy drużyną lokalną, ale zarazem jakościowo radzimy sobie na tle ogólnokrajowej konkurencji – zaznacza Stanisław Wrzosek, pracownik klubowego marketingu. Zachęcać do przychodzenia na mecze ma m.in. wyjście piłkarzy do kibiców. – Przed meczem z Ruchem Chorzów Yannick Sambea i Dariusz Zjawiński spotkali się z kibicami na ulicach Gdyni, rozdawali ulotki, jeździli nawet motorówką po zatoce. Chcemy, by podobnych akcji było jak najwięcej, aby pokazywać także ludzki charakter piłkarzy – dodaje.
Posłuchaj rozmowy:
BYŁ AWANS, SĄ WYNIKI
Awans został wywalczony, a klubowy marketing dba o to, by ekstraklasowy wizerunek Arki na tle ogólnokrajowym był jak najlepszy. A piłkarze? Piłkarze także dają z siebie wszystko, z coraz to bardziej znakomitymi rezultatami.
Bohaterem meczu z Wisłą Kraków był Yannick Sambea, okrzyknięty zawodnikiem 2. kolejki Ekstraklasy. Tym razem wszystkie reflektory skierowane były na Mateusza Szwocha, który trzema asystami w meczu z Ruchem Chorzów spowodował, że Arka mogła dopisać sobie kolejne trzy punkty, a i tytuł zawodnika kolejki pozostał w Gdyni.
Posłuchaj rozmowy:
Skromny zawodnik przyznaje, że odrobinę bardziej, niż asysty, cieszą go zdobywane bramki. Ale gdy nie udaje się jedno, zawsze pozostaje ta druga opcja. – Trzech asyst nie udało mi się do tej pory uzyskać ani w 1. Lidze ani w Ekstraklasie. Być może zdarzyło mi się to w juniorach, ale na takim poziomie nigdy – przyznał zadowolony Szwoch tuż po meczu. Podobnie jak reszta drużyny, daleki jest jednak od hurraoptymizmu. – Wciąż czeka nas ciężka droga, bo w Ekstraklasie nie ma łatwych meczów. Nikt się przed nami nie położy, a do rozegrania zostały 34 trudne spotkania – zauważył.
Na godzinę z pomorskim futbolem zapraszamy w każdy wtorek po godzinie 16:00.