Urodził się w Gdańsku, uczył się w Gdyni, czuje się gdańszczaninem. Gdynię lubi, w zespole ma Arkowca, a sam jest Lechistą. Bohaterem „Piłkarskiego Wtorku” był Tymon Tymański. Tymon to nie tylko nietuzinkowy muzyk, ale też, z czego wiele osób nie zdaje sobie sprawy, zagorzały kibic Lechii Gdańsk. Dziś, jak sam o sobie mówi, zalicza się do grona „pikników”, ale ma za sobą także epizody w nie należącym do grzecznych światku kiboli. Poświęcił temu tematowi nawet jedną z piosenek zespołu Kury – Kibolski:
Jak przyznaje Tymon, piosenka nie opowiada o fikcyjnej sytuacji, bo on sam ma za sobą „pociągowe” przygody w latach 80.
WSPOMNIENIA 15-LATKA
– Pamiętam swoje wyjazdy dobrze, jeśli chodzi o grę Lechii, źle jeśli chodzi o to, co działo się po meczach. Po meczach była jatka. Zawsze kończyło się na gonitwach po parkach. Raz wpadli ludzie z Lecha, ukradli szaliki, spalili je, zaczęli nas bić. Nie miałem pojęcia, że to tak wygląda. Mieliśmy po 15 lat, myśleliśmy, że kibicowanie to frajda, śpiewanie i skandowanie, a okazało się inaczej – tłumaczy Tymański.
Z kibicowskiego młyna jednak nie zrezygnował i pojawiał się tam przez wiele lat. Potem trybunę pod zegarem zmienił na krytą. Za nic jednak nie mógłby zmienić Gdańska, gdzie mieszka, na Gdynię. Dlaczego?