Remis zdominowany przez pustkę i niosący się echem hymn Ligi Mistrzów: Legia – Real Madryt od kulis

„Pustka” to słowo, które najlepiej oddaje to, co wydarzyło się na oczach garstki kibiców oraz milionów telewidzów podczas środowego spotkania Legii Warszawa z Realem Madryt. Puste środki komunikacji miejskiej zmierzającej na stadion, puste jego okolice i klubowy sklep. Pustka zewnętrzna, która łączyła się z tą wewnętrzną – a do tego panująca wokół, przeraźliwa cisza. Nie takiej Ligi Mistrzów chcieliśmy, ale taką dostaliśmy. I dla odmiany choć wynik mógł naprawdę cieszyć.
Według kalkulacji hiszpańskiej prasy, mecz Legii z Realem Madryt – najbogatszym i najbardziej utytułowanym klubem świata – odbył się w obecności około tysiąca osób. Po 75 miejsc na każdą z klubowych delegacji (w tym piłkarzy), 200 wejściówek VIP dla klubu gości, ponadto dziennikarze, służby porządkowe, reprezentanci UEFA i sponsorzy. Przed meczem, w jego przerwie i zaraz po spotkaniu, wnętrze stadionu przy ul. Łazienkowskiej tętniło zwyczajowym w dni meczowe życiem. Pozory przestawały jednak wystarczać, gdy nadchodził moment, w którym trzeba było zasiąść na trybunie.

Posłuchaj audycji:

ZAMIAST KIBICÓW – PAŁAC KULTURY

W większości dużych miast na całym świecie normalnym widokiem jest już to, że ich najbardziej charakterystyczne budowle podświetlane zostają w różnych kolorach, w zależności od nadarzającej się okazji. Podczas EURO 2016 Wieża Eiffla prezentowała każdego dnia barwy wybranej reprezentacji, w Nowym Jorku turyści często mogą obserwować mieniący się w różnych barwach Empire State Building. W dzień meczu Legii z Realem Madryt, Pałac Kultury i Nauki podświetlony został na zielono, biało i czerwono, przypominając herb klubu z ul. Łazienkowskiej. I to musiało zawodnikom Legii wystarczyć, gdyż oficjalnie – w przeciwieństwie do kibiców Realu Madryt, którzy otrzymali od klubu część wejściówek VIP – legionistów nie mógł na stadionie wesprzeć ani jeden sympatyk.

HYMN LIGI MISTRZÓW NICZYM PRÓBA GENERALNA

W rzeczywistości było inaczej. Artykuł 66. Regulaminu UEFA pozostawił organizatorom pewne pole do manewru, pozwalając przebywać na stadionie nieograniczonej (przynajmniej wspomnianym regulaminem) liczbie dziennikarzy, służb porządkowych oraz pracowników infrastruktury stadionu. W trakcie ostatnich 30 minut doping dla Legii nie był już nawet stonowany i dyskretny, co powodowało duże zdziwienie, głównie wśród hiszpańskich dziennikarzy.

Nie zmienia to jednak faktu, że podczas odtworzonego tuż przed spotkaniem hymnu Ligi Mistrzów, niesamowicie dezorientowała panująca wokół cisza. Słuchający go z murawy piłkarze sprawiali wrażenie nieobecnych, cała sytuacja zaś wydawała się wymysłem ludzkiej wyobraźni. Równie surrealistycznie jak hymn Ligi Mistrzów, brzmiał przy pustych trybunach „Sen o Warszawie”, śpiewany przed każdym meczem Legii przez ponad 31 tysięcy gardeł. Nie ten sam, poniekąd wybrakowany i po prostu smutny – taki był w ubiegłą środę.

BALE KOŚCIĄ NIEZGODY

Tuż po zakończeniu meczu, Zinedine Zidane głowił się w sali konferencyjnej, w jaki sposób najskuteczniej i najszybciej odeprzeć ataki hiszpańskich dziennikarzy – tak tak, była to w pełni konferencja Realu Madryt, dla przybyłych z Hiszpanii dziennikarzy, o meczu Realu, a nie spotkaniu Legii z Realem. Pytanie dotyczące Legii padło tylko, a może aż jedno, bagatelizując osiągnięcie Legii remisującej z broniącymi tytułu Królewskimi. W tym samym czasie, w strefie mieszanej stadionu przy Łazienkowskiej, toczył się bój o miejsca przy ustawionych dla przedstawicieli mediów barierkach. Hiszpanie ten bój wygrali, lecz i obserwatorzy z telefonami komórkowymi godnie walczyli o swoje.

Długie czekanie – zdaniem jednego z hiszpańskich żurnalistów, całkiem normalne przy okazji meczów Ligi Mistrzów – spowodowało, że część z nich ucinała sobie na stojąco sjestę. Inni zaś walczyli na słowa z rzecznikiem prasowym Realu Madryt, narzekając, iż skandaliczne jest wystawianie do emitowanej na żywo rozmowy z hiszpańskimi stacjami radiowymi Garetha Bale’a, który po ponad dwóch latach spędzonych w Madrycie wciąż nie odpowiada na pytania dziennikarzy w języku hiszpańskim.

Krzyki z jednej strony, przepychanki z drugiej. I tylko piłkarze Legii mijali media uśmiechnięci, ciesząc się, że brak publiczności nie tylko nie przeszkodził, ale może i delikatnie pomógł w tym, by cud nad Wisłą stał się faktem.

Anita Kobylińska
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj