Sensację sprawili koszykarze Trefla Sopot, którzy wygrali z liderem z Torunia 94:62. O swoich kibiców zadbały również gdyńskie koszykarki i koszykarze. Żeński Basket 90, zgodnie z planem, wygrał w Siedlcach 67:51, a męski Asseco w Kutnie z Polfarmexem 80:64.
Trefl od początku panował na parkiecie Hali Stulecia. Sopocianie wygrali wszystkie kwarty, ale kluczowa okazała się trzecia część meczu. Gospodarze wygrali ją dziewiętnastoma punktami. Najlepszym zawodnikiem meczu był Nikola Markovic, który zaliczył double-double, zdobywając siedemnaście punktów i zbierając piętnaście piłek. W drugiej połowie przypomniał o sobie Filip Dylewicz, który okazał się najlepszym strzelcem zespołu z dorobkiem osiemnastu punktów. Na listę strzelców wpisała się cała dziesiątka graczy z Sopotu. Dla Torunia była to dopiero piąta porażka w dwudziestym meczu ligowym. Trefl zbilansował dotychczasowy dorobek na poziomie dziesięciu zwycięstw i tyluż porażek.
PEWNIE ZWYCIĘSTWO ASSECO W KUTNIE
Grający w kratkę koszykarze Asseco odreagowali niepowodzenie w derbowym meczu z Energa Czarnymi Słupsk. W Kutnie z Polfarmexem, dzięki znakomitemu finiszowi i wygranej 25:11 ostatniej kwarcie, zakończyli spotkanie korzystnym wynikiem 80:64. Wyniku pilnowali weterani – Krzysztof Szubarga i Piotr Szczotka, którzy zdobywając odpowiednio 19 i 16 punktów, byli najskuteczniejszymi graczami. Pochwalić należy także Mikołaja Witlińskiego, który odrobił zaległości treningowe, spędził na parkiecie prawie 24 minuty i zdobył 14 punktów.
BASKET NIE ZAWIÓDŁ W SIEDLCACH
Obowiązkiem gdyńskich koszykarek było zwycięstwo nad outsiderem rozgrywek. Zespół MKK wygrał zaledwie trzy z osiemnastu rozegranych spotkań i dzisiaj swego dorobku nie poprawił. Basket, dowodzony przez Skerowicz i Montgomery, mając najskuteczniejszą zawodniczkę w osobie Swords, po przegraniu pierwszej kwarty, wygrał trzy kolejne. Kluczowa była ta druga zakończona korzystnym dla Basketu wynikiem 22:9. Zwycięstwo w Siedlcach pozwoliło umocnić się na ósmym miejscu w tabeli ekstraklasy i realnie myśleć o udziale w play-off.
Włodzimierz Machnikowski/Tymoteusz Kobiela