Arka Gdynia przegrała z Wisłą Płock 0:1 (0:1). Gdynianie nie mieli pomysłu na rozegranie piłki, nie wykazywali inicjatywy w ofensywie i nie potrafili sobie poradzić z dobrze ułożonym zespołem rywala. Druga porażka żółto-niebieskich w rundzie finałowej sprawia, że zespół Leszka Ojrzyńskiego zajmuje miejsce w strefie spadkowej. Leszek Ojrzyński, który doskonale ustawił zespół w finale Pucharu Polski, tym razem dał się zaskoczyć młodszemu o rok Marcinowi Kaczmarkowi. Wisła, mająca w składzie bardzo szybkiego Arkadiusza Recę i nieprzewidywalnego Giorgi’ego Merebaszwili’ego, nastawiła się na kontrataki. Już w pierwszych dziesięciu minutach Gruzin groźnie dryblował w polu karnym, ale gospodarze wybili piłkę. Po kwadransie w „szesnastkę” dośrodkował Furman, piłka trafiła na osiemnasty metr, a tam przyjął ją Reca i precyzyjnym strzałem przy słupku pokonał Pavelsa Steinborsa. Skrzydłowy wykorzystał trudną sytuację, ale mógł i powinien zdobyć również drugą bramkę. Tuż po wznowieniu gry w drugiej połowie przebiegł pół boiska, ale gdy stanął oko w oko z bramkarzem, fatalnie spudłował. Świetną okazję zmarnował również Jose Kante, który będąc sam na sam z Łotyszem potężnie uderzył, ale trafił rywala w głowę.
ARKA BEZRADNA W OFENSYWIE
Żółto-niebiescy – zwłaszcza przed przerwą – nie potrafili w żaden sposób zagrozić bramce Mateusza Kryczki. Przez pierwsze czterdzieści pięć minut oddali zaledwie jeden celny strzał. Grę poprawili po przerwie, ale – podobnie jak goście – nie potrafili wykorzystać sytuacji sam na sam z bramkarzem. Znalazł się w niej Rafał Siemaszko, ale najlepszy strzelec Arki zwolnił, dał się dogonić obrońcom i zaprzepaścił szansę. Inicjatywę w zespole gospodarzy wykazywał Mateusz Szwoch. Pomocnik wypożyczony z Legii Warszawa starał się rozgrywać piłkę, ale brak współpracy z kolegami nadrabiał strzałami z dystansu, które były niecelne lub blokowane.
TAKTYCZNA BITWA TRENERÓW
Na ławkach trwała taktyczna bitwa. Trener Ojrzyński pobudzić zespół i zapewnić więcej ruchliwości, więc ściągnął Bożoka i Hofbauera, a wprowadził da Silvę i Zarandię. Trener Kaczmarek odpowiedział zdjęciem Merebaszwili’ego i nieskutecznego Kante, a wpuścił Dominika Kuna i silnego Mateusza Piątkowskiego. Arka zyskała szybkość w bocznej strefie boiska, ale szwankowało rozegranie. Źle piłkę wprowadzał Yannick Kakoko, który potrafił stracić futbolówkę w bardzo niebezpiecznych sytuacjach. To jego ograł Reca, kiedy wychodził sam na sam ze Steinborsem.
W zespole gospodarzy brakowało zawodnika, który potrafiłby stworzyć przewagę na połowie rywala, zaskoczyć przeciwnika czy defensywę niekonwencjonalnym zagraniem. W ostatnich minutach Zarandia próbował dośrodkowań z bocznej strefy boiska, ale obrońcy gości byli dobrze ustawieni i bez problemu wybijali piłkę. W doliczonym czasie gry, kiedy gospodarze mieli gonić wynik, czerwoną kartkę obejrzał Michał Marcjanik i stało się jasne, że żółto-niebiescy tym razem punktów nie zdobędą.
ZESPÓŁ BEZ STYLU
W poprzednim spotkaniu Arka pokazała styl, który był efektowny, efektywny i zagwarantował jej zwycięstwo z Górnikiem Łęczna. Tym razem gdynianie wrócili do złej gry z początku rundy wiosennej. Nie mieli pomysłu na rozegranie piłki, zostali zdominowani taktycznie i nie potrafili w żaden sposób zagrozić rywalom. Żółto-niebiescy znów skomplikowali sobie walkę o utrzymanie, bo po tej kolejce spadli do strefy spadkowej.
Arka Gdynia – Wisła Płock 0:1 (0:1)