Historyczna szansa Lechii. Niech „gloria niesie nas” w rytm hymnu biało-zielonych

„Nastał taki czas, nie ma równych nam, do dziś gloria niesie nas” – śpiewają podczas każdej kolejki kibice Lechii Gdańsk dumny, melodyjny hymn. Dziś słowa znanej piosenki, nieznanego Czarnego Jaro, wybrzmiewać powinny we wszystkich domach kibicowskich w Gdańsku.

Piosenka, którą zna każdy kibic udający się na co drugą kolejkę na Energa Stadion, ma dzisiaj szerszy wydźwięk. To hymn tych, którzy pamiętają wyjazdy do Siwiałki, Objazdy i innych wsi województwa pomorskiego dyktowanych występami w A-klasie. Tamtejsi Lechiści walczyli nie tylko o zwycięstwa na prowizorycznych boiskach, ale także o to, by w przerwie pomiędzy pracą na budowie, ochroniarza w sklepie czy przedsiębiorcy, znaleźć czas na treningi. Doskonale pamięta ten okres żegnający się z rolą zawodnika klubu Mateusz Bąk. W niedzielę z pewnością nie zagra, ale będzie miał okazję niczym Gianluigi Buffon w sobotę (on niestety nieudanie), zwieńczyć swoją przygodę z Lechią piękną klamrą mistrzowskiej wiktorii.

15 LAT Z PIEKŁA DO NIEBA

Przez te piętnaście lat od A klasy do Ekstraklasy, wszystko w klubie się zmieniło. Dziś Lechia to potężna machina, finansowo i logistycznie będąca w czołowej trójce w Polsce zaraz za Legią i Lechem. Obiekt przy Traugutta zastąpił jeden z najpiękniejszych stadionów świata – bursztynowa bryła, do której wielkości piłkarze boleśnie dostosowywali się przez kilka lat. Ale dziś biało-zielony trykot przywdziewają zawodnicy z przeszłością w największych klubach na świecie jak np. Milos Krasic, były zawodnik Juventusu czy Fenerbahce. A jednak projekt budowany od kilku lat przez nowego właściciela klubu Josefa Wernze nie przyniósł jeszcze celu minimum – europejskich pucharów i podium sezonu Ekstraklasy.

Kiedy więc jak nie teraz, gdy wszystko w nogach i głowach Lechistów – wysoka forma, ogromna wiara we własne możliwości, trener z wizją i doświadczeniem – sięgnąć po historyczny, ale zdobyty w nieprawdopodobnych okolicznościach tytuł?

POWRÓT NA STARE ŚMIECI

Czterech byłych Legionistów – Dusan Kuciak, Jakub Wawrzyniak, Ariel Borysiuk i Rafał Wolski – stanowią o sile gdańskiej drużyny. Wszyscy odchodzili z Łazienkowskiej z zamiarem wypłynięcia na szerokie wody, a gdy te plany spełzły na niczym, oparcie i zaufanie znajdowali w Gdańsku. I wcale nie muszą mieć na tle swojego dawnego pracodawcy żadnych kompleksów, wręcz odwrotnie, będą mieli najlepszą okazję do utarcia mu nosa.

NIEPRAWDOPODOBNA KOŃCÓWKA

We wspomnianym na początku utworze padają frazy „Dotąd straszy parowozów gwizd” – to o Kolejorzu z Poznania, który jeśli wygra z Jagiellonią, nawet przy zwycięstwie biało-zielonych w Warszawie, okaże się Mistrzem Polski. Ale kandydatów do tytułu jest czterech i tak naprawdę żaden przy obecnym układzie tabeli nie stoi na pozycji straconej. Lechia jeśli zwycięży w Warszawie, spełni i tak nadwyżkę zakładanych celów – zdobędzie co najmniej wicemistrzostwo i otworzy sobie drogę do starć z potęgami europejskiego futbolu. A to spowoduje na Wybrzeżu urodzaj dotąd niespotykany – dwa zespoły z Trójmiasta w pucharach europejskich. Brzmi nieprawdopodobnie.

Początek meczu Legia Warszawa – Lechia Gdańsk w niedzielę 4 czerwca o 18:00.

 

Paweł Kątnik

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj