W ubiegły weekend, w domowym zaciszu i w otoczeniu rodziny, obchodził 30. urodziny. Kibice składali mu życzenia, wyliczając liczne rekordy i zasługi. Prezent dostał także od byłego agenta – ten, tuż przed okrągłym jubileuszem poinformował piłkarski świat, iż kariera Leo Messiego mogła potoczyć się zupełnie inaczej.
Niemalże całe życie poświęcił piłce, a swoją profesjonalną karierę powierzył jednemu z największych klubów świata. To Barcelona wzniosła go do statusu piłkarza walczącego o miano najlepszego w historii futbolu. Jak zatem wyglądałaby wspomniana historia, a także osobista historia Argentyńczyka, gdyby na samym jej początku kilka pozornie nic nieznaczących czynników wysłałoby go w inne miejsce?
Posłuchaj audycji:
„GDY ZOBACZYŁEM GO NA LOTNISKU, ZWĄTPIŁEM”
We wrześniu 2000 roku, zaledwie 13-letni Messi opuścił rodzinne Rosario w towarzystwie swojego ojca, by zrobić pierwszy krok, który miał rozpocząć jego drogę do wielkiego sukcesu. Na lotnisku w Barcelonie czekał na nich Horacio Gaggioli – biznesmen z Rosario, pracujący wówczas w środowisku piłkarskim, który wiele słyszał o wyjątkowych umiejętnościach młodego Leo.
– Gdy zobaczyłem go na lotnisku, pomyślałem, że ten chłopiec nigdy nie zostanie piłkarzem. Był za niski, za chudy. Miałem złe przeczucia – wspominał były agent Argentyńczyka w rozmowie z Globo Esporte, przy okazji 30. urodzin piłkarza. – Kiedy jednak oglądałem go na boiskach treningowych Barcelony, zdałem sobie sprawę z tego, jak bardzo się myliłem. Mógł i potrafił grać, bez wątpienia – natychmiast poprawił się Gaggioli.
KONTRAKT NA SERWETCE
Po dwóch tygodniach treningów, głosy w klubie były podzielone. Jedni, zafascynowani talentem Argentyńczyka, nalegali na jak najszybsze pozyskanie go. Inni zaś na głos wypowiadali swoje wątpliwości: czy dzieciak wart jest ryzyka i jakiejkolwiek inwestycji? W klubie trwał spór, a Leo wraz z tatą wrócił do Argentyny.
Trzy miesiące później klub wciąż milczał, ojciec piłkarza powrócił więc do stolicy Katalonii, aby otrzymać ostateczną odpowiedź: tak bądź nie. Wraz z agentem, 14 grudnia spotkał się w jednej z restauracji z przedstawicielem Barcelony, mówiąc, że nie może dłużej już czekać i jest o krok od wysłania syna na testy do innej drużyny. W tej samej chwili reprezentant Barçy zawołał kelnerkę, prosząc ją o serwetkę, która na zawsze zmieniła historię futbolu. To na niej miał powstać i zostać podpisany pierwszy kontrakt Leo z Dumą Katalonii.
O KROK OD MADRYTU
– Ze względu na życiową sytuację musiałem przeprowadzić się do Barcelony. Wziąłem go zatem na testy do Barçy – mówił dalej w rozmowie z Globo Esporte Horacio Gaggioli. – Ale chwilę wcześniej byłem o krok od zamieszkania w Madrycie – dodaje. – Gdyby tak się wydarzyło, zabrałbym go na testy do Realu. Takie jest życie, diabeł tkwi w szczegółach – zdradza.
Na Piłkarskie plotki zapraszamy w każdą niedzielę o godzinie 17:30 w magazynie Radio Gdańsk Z boisk i stadionów.