30 milionów złotych – to dług Lechii Gdańsk wobec właściciela klubu. Prezes Adam Mandziara, w wywiadzie udzielonemu „Przeglądowi Sportowemu” zdradza plan na likwidację zadłużenia. Według niego mniejszościowi udziałowcy blokują jedno z rozwiązań. Zapytaliśmy ich o to – są zaskoczeni.
Lechia jest poważnie zadłużona – tak wynika z wywiadu, którego „PS” udzielił prezes zarządu klubu Adam Mandziara. Zadłużenie wynosi 30 milionów złotych, a środki to należność wobec właściciela Lechii – Franza Josefa Wernze. Dług mógłby zostać spłacony, a należności przekształcone w dodatkowe akcje dla właściciela. To oznacza, że wzrósłby majątek klubu.
UDZIAŁOWCY ZAPRZECZAJĄ PREZESOWI
Według prezesa Mandziary przeciwni takim krokom są udziałowcy mniejszościowi, którzy także posiadają udziały w klubie, a ich przedstawiciel zasiada w zarządzie. „Strażnicy pieczęci” – tak nazywani są udziałowcy mniejszościowi. To w większości kibice, którzy w 2010 roku byli inicjatorami przekształcenia stowarzyszenia w spółkę. Ich przedstawiciel Michał Macur za pośrednictwem Radia Gdańsk zaprzecza jakoby udziałowcy mniejszościowi byli przeciwni takim krokom.
– Jako udziałowcy mniejszościowi, kibice stąd, widząc, że pojawiają się duże pieniądze w klubie cieszymy się z tego, bo nigdy nie było takich zawodników i takiej pozycji w lidze. Niemniej jednak widząc, że ktoś pożycza pieniądze – nauczeni doświadczeniami Pana Kuchara, który zadłużał klub – sami postulowaliśmy, żeby pieniądze, które się pojawiają, były przeznaczane na kapitał zakładowy, a nie traktowane jak pożyczki. To byłoby wyrazem zaangażowania w klub – tłumaczył Macur naszemu reporterowi, Wojciechowi Luścińskiemu.
MNIEJSZOŚCIOWI UDZIAŁOWCY DAJĄ ZGODĘ
Plan, który przedstawił prezes Mandziara, zakłada wyzerowanie długu w zamian za przejęcie większej części akcji przez Jozefa Wernze. Aktualnie Niemiec posiada ich 71 procent, co przekłada się na 57 proc. głosów na walnym zgromadzeniu – tłumaczył Mandziara w „PS”. Mówił, że na takie rozwiązanie nie zgadzają się mniejszościowi udziałowcy klubu.
– Dziwi mnie to, co pan prezes powiedział w wywiadzie, że to my blokujemy konwersję. Jest wręcz przeciwnie. Była taka sytuacja na walnym zgromadzeniu, że pojawiła się propozycja konwersji długu, ale była trochę niebezpieczna. Kibice oczekują od nas – „Strażników Pieczęci” – że będziemy pilnować tego, co się dzieje.
Jak tłumaczy Macur, mniejszościowi udziałowcy negocjują z zarządem odpowiednie rozwiązanie, ale chcą jej przeprowadzenia i likwidacji długu. – Propozycja, która została nam złożona, zabierała nam wszelkie możliwości wpływu, a nawet wglądu w to, co dzieje się w klubie. Odrzuciliśmy ją, ale z zaznaczeniem, że chcemy negocjować i zmienić niektóre zasady. To zostało przyjęte, dlatego dziwię się, że teraz prezes przedstawia sytuację właśnie w ten sposób. Jest to proces długofalowy – potrzebne jest walne zgromadzenie, zgoda, zatwierdzenie. Myślę, że kiedy tylko dojdzie do walnego zgromadzenia w celu powiększenia kapitału, to nie będzie z naszej strony żadnych oporów. To jest oczywiste, że chcemy, żeby klub był bogaty, a nie zadłużony – zapewnił Macur.
„CHCEMY SILNEJ LECHII W EUROPIE”
Konwersję długu na akcje dla nowego właściciela musi zaakceptować nadzwyczajne walne zgromadzenie akcjonariuszy, którego zwołanie leży w gestii klubu. Wśród mniejszościowych akcjonariuszy nie ma oporu w sprawie likwidacji długu.
– Nie spotkałem jeszcze nikogo wśród mniejszościowych udziałowców, kto byłby przeciwny konwersji długu na kapitał zakładowy. Lechia z większym kapitałem ma większe możliwości, wygląda bardziej poważnie i związuje właściciela z klubem. Pożyczając Lechii właściciel może łatwo wyjść i żądać zwrotu pieniędzy. Jeżeli zainwestuje w kapitał, to będzie bardziej „gdański”. Chcemy cały czas mieć wpływ na to, żeby klub nazywał się „Lechia Gdańsk”, grał w Gdańsku, miał godło takie, jakie ma – żeby nikt klubu po prostu nie sprzedał. Oczywiście, chcielibyśmy mieć przedstawiciela w radzie nadzorczej i w zarządzie, aczkolwiek zdajemy sobie sprawę, że jest to tylko symboliczny wpływ na klub. Zależy nam na tym, żeby Lechia miała swoją tożsamość, żeby grali piłkarze z Gdańska lub okolic. Właścicielowi może zależeć na przykład na zysku – nasze cele nie zawsze są zbieżne. Nie dziwię się właścicielowi, że może szukać kozła ofiarnego, kiedy coś nie wychodzi i stawia mniejszościowych udziałowców w tej roli. Na pewno tak nie jest. Zależy nam na tym, żeby Lechia była silna i grała jak najlepiej w lidze i Europie – kończy Macur.
NIEWIELKIE OPÓŹNIENIA W PŁATNOŚCIACH
W ostatnich miesiącach w mediach pojawiły się informacje, według których Lechia miała problemy z wypłatami dla zawodników. Mandziara zapewnił, że aktualnie są to zaledwie dwa tygodnie opóźnienia z ostatnią wypłatą spowodowane opóźnieniami innych podmiotów względem gdańskiego klubu.