Reprezentacja jedzie do Rosji. Co osiągną nienasyceni biało-czerwoni?

To nie były zwykłe eliminacje. Biało-czerwoni pierwszy raz od niepamiętnych czasów, do rozgrywek w grupie przystępowali jako faworyci, ozłoceni przyzwoitym występem na Euro 2016. Grali ze zmiennym szczęściem. Zdarzało się, że mieli go więcej niż samej jakości, ale ostatecznie udźwignęli rolę. Zakończone właśnie rozgrywki, miały twarz Roberta Lewandowskiego, który rok meczów o punkty zaakcentował 16 bramkami i jak na razie tytułem lidera – no właśnie, słowo „na razie” jest tu kluczowe – klasyfikacji strzelców europejskich eliminacji. Sam Lewandowski po końcowym gwizdku na Stadionie Narodowym, nie był zadowolony, świadom, że Cristiano Ronaldo w poniedziałek będzie miał szansę wyprzedzić Polaka w tym zestawieniu.

NIENASYCENIE BIAŁO-CZERWONYCH

I ta postawa – nienasycenia – jest chyba synonimem całej kadry. Ona nie zadowala się już awansami, trzema meczami na dużym turnieju i powrotem do domu. Chce wydrapać pierwszy koszyk w losowaniu, pożąda ułatwienia sobie drogi w drabince turniejowej, łaknie trofeów, a nie tylko bytności. 12 lat czekamy na występ reprezentacji na Mundialu. Ta ostatnia jechała w 2006 roku do Niemiec po awans z łatwej grupy, ale kończyła rywalizację z opuszczonymi w dół głowami. Dziś, wreszcie nie tylko serce i patriotyczne zacięcie, ale i kilka obiektywnych prawd, pozwala liczyć na dobry wynik w Rosji. 

NAWAŁKA ZBUDOWAŁ SWOJE

Adam Nawałka obejmował kadrę cztery lata temu. Przez ten czas wykreował dla jedenastki narodowej Grzegorza Krychowiaka, Piotra Zielińskiego i Krzysztofa Mączyńskiego – czyli graczy środka, tak przed laty ubogiego w walory futbolowe, a dziś istotnego w procesie wygrywania. Natchnął ten sam Nawałka najważniejszych – Lewandowskiego i Błaszczykowskiego – by dla dobra ogółu, odrzucili wzajemne animozje i byli w stanie współpracować. Wreszcie wynalazł Michała Pazdana – gwiazdę Euro 2016, filar defensywy. Zbudował coś swojego. 

I kiedy patrzymy z chłodnymi głowami na ostatni rok, jedno wiemy: nie był on perfekcyjny w wykonaniu Orłów Nawałki. Opiewał w niepewność (wątpliwa ławka rezerwowych), bezradność (mecz z Danią w Kopenhadze) i zwątpienie (mecze z Kazachstanem na wyjeździe i Armenią u siebie). Ale pokazał też coś bardziej istotnego – że z kolan też można się podnosić. Że po utracie 4 goli z Danią, można strzelić ich kolejno 13 (!) i awansować w wielkim stylu.

NIE ZACHŁYŚNIJMY SIĘ

Teraz czas na wyciągnięcie wniosków. Pierwszy jest bardzo oczywisty – nie jesteśmy czwartą, piątą a nawet dziesiątą drużyną świata. Obrona jest niepewna, a zmiennicy poszczególnych pozycji (np. Thiago Cionek) nie gwarantują jakości. Ale wyciąganie mądrych wniosków i udoskonalanie tego, co niedoskonałe, jest specjalnością sztabu reprezentacji. M.in. dlatego kocha ją tak wiele milionów Polaków. Wreszcie jest ona prawdziwym dobrem narodowym. Takim, który możemy oglądać na kanale Łączy nas Piłka „od kuchni” i takim, który pomaga chorym spełniać marzenia. Wreszcie takim, który wygrywa i nie przynosi wstydu. Konia z rzędem temu, który wyznaczy limit tych piłkarzy. Witamy więc w nowej rzeczywistości, w której chcemy i oczekujemy więcej niż tylko nieśmiałe „nic się nie stało”.

Paweł Kątnik

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj