600 mecz Dylewicza w PLK bez fajerwekrów

trojmiasFilip Dylewicz w meczu przeciwko PGE Turowowi Zgorzelec wkroczył do ekskluzywnego grona „600”. Okrągły jubileusz 37-letniej ikonie Trefla Sopot popsuli koszykarze PGE Turowa Zgorzelec, którzy wygrali 84:78.
WYJĄTKOWY MECZ

W pierwszych pięciu meczach obecnego sezonu Filip Dylewicz rzucał średnio około 17 pkt, co jest jego najlepszym wynikiem w 20-letniej karierze. Spotkanie z PGE Turowem było dla niego szczególne z kilku względów. Po pierwsze po raz sześćsetny wybiegł na parkiet w PLK, po drugie zagrał przeciwko swojemu byłemu klubowi, po trzecie miał za sobą dwa znakomite występy i chciał kontynuować udaną serię. W meczu z ekipą ze Zgorzelca rzucił zaledwie 5 pkt.

SUPER ZMIENNIK TYM RAZEM BEZ FAJERWEKRÓW

W tym sezonie „Dylu” jest rezerwowym, a mimo to pozostaje liderem Trefla i jednym z najlepszych zawodników ligi. W spotkaniu przeciwko PGE Turowowi także wszedł z ławki, z tą różnicą, że tym razem zanotował najgorszy występ w obecnych rozgrywkach – Wyglądałem słabo na pewno, ale też poprzednie dwa spotkania były bardzo dobre. To było oczywiste, że drużyna ze Zgorzelca przygotuje się taktycznie pod moim kontem. Grało mi się bardzo ciężko, zostałem odcięty od podań, a do tego dyspozycja dnia nie była najlepsza – mówi Dylewicz.

BYŁ STRES

37-letni koszykarz przez całą karierę miał opinię bardzo wyluzowanego zawodnika, ale dziś było widać, że występ w tak w wyjątkowym meczu wywołał w nim niecodzienne emocje – To jest nieprawda, że się nie stresuje. Nawet najwięksi sportowcy świata, do których ja nie mogę się porównywać mają stres. Jesteśmy tylko ludźmi i mamy swoje emocje i to mogło się dziś przełożyć na boisko – dodaje Dylewicz.

NAJWAŻNIEJSZA DRUŻYNA

Dylewicz rozgrywa swój 20 sezon w PLK. Teraz jest dołączył do ekskluzywnego grona koszykarzy, którzy zaliczyli przynajmniej 600 spotkań. Przed nim są już tylko Mariusz Bacik, Adam Wójcik i Dariusz Parzeński. Dylewicz, którego przez kilkanaście lat nazywano młodym zdolnym, w wieku 37-lat przeżywa kolejny renesans formy. Nadal jest głodny sukcesów – Ja chcę grać w finale mistrzostw Polski z Treflem Sopot. Dla mnie nagrody indywidualne nie są żadnym wyznacznikiem. Zawsze grałem dla dobra drużyny i byłem w stanie poświęcić się dla zespołu i dobra kolegów. Myślę, że przez to, że będę dobrym zmiennikiem. Po konsultacji z trenerem zgodziłem się na taką rolę – kończy jubilat.

Mariusz Hawryszczuk
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj