Wysoka przewaga jednej ze stron i z pozoru beznadziejna sytuacja rywala, który podnosi się z kolan i rzuca w szaleńczy pościg zakończony sukcesem. Do tego snajperski pojedynek dwóch superstrzelców zwieńczony śmiertelnym strzałem w ostatniej sekundzie i kipiące od emocji trybuny. To główne składniki 30 koszykarskich derbów Trójmiasta, które były jednymi z najbardziej emocjonujących w historii. Ci, którzy wybrali się do gdyńskiej areny na starcie miejscowego Asseco i Trefla, mogli delektować się prawdziwą koszykarską ucztą. Pierwsza połowa była zasłoną dymną przed tym co dopiero miało się wydarzyć. Przed przerwą trudno było oczekiwać niesamowitych emocji w samej końcówce. Akcje obu stron były rwane, a Trefl miał ogromne problemy ze skutecznością. To na pewno nie był basket z najwyższej półki.
ODRODZENIE
Kiedy Asseco osiągnęło 16-punktowe prowadzenie w trzeciej kwarcie, mogło się wydawać, że jest już po meczu. Nic z tych rzeczy. Zawodnicy Trefla postanowili napisać inny scenariusz. Sprawy w swoje ręce wzięli Filip Dylewicz i Jakub Karolak. Ten pierwszy z powodu urazu miał w ogóle nie zagrać w derbach Trójmiasta, ale na prośbę trenera Marcina Klozińskiego pojawił się na parkiecie. Początek spotkania miał toporny i nic nie zapowiadało, że w najważniejszym momencie „odpali”. Kiedy jednak trzeba było, trafiał niesamowite rzuty. Karolak w przeciwieństwie do „Dyla” przez całe spotkanie był w świetnej dyspozycji. Po przeciwnej stronie parkietu dzielił i rządził Krzysztof Szubarga.
PRZEBUDZENIE DYLEWICZA
W pewnym momencie spotkanie przypominało pojedynek rewolwerowców. Dylewicz, po bezbarwnej pierwszej połowie, po przerwie sam postanowił się pobudzić łapiąc faul techniczny. Z pozoru wydawało się, że nieodpowiedzialnie naraził drużynę na łatwą stratę punktów, ale później okazało się, że było to dobre posunięcie. Skrzydłowy Trefla nakręcił nie tylko siebie, ale także kolegów z drużyny. Dał impuls, który sprawił, że sopocianie rzucili się w szaleńczą pogoń za gospodarzami.
GDYŃSKI MIKOŁAJ PODAROWAŁ CENNE PUNKTY
Jakub Karolak miano bohatera skradł Mikołajowi Witlińskiemu i Marcelowi Ponitce. Gdyński środkowy w jednej z kluczowych akcji spudłował spod samego kosza. Kuriozalnie przestrzelony rzut, przy którym zawodnikowi Asseco nikt nie przeszkadzał, słono kosztował gospodarzy. Gdyby Witliński zdobył 2 punkty, prawdopodobnie nie byłoby dreszczowca, który trzymał w napięciu do samego końca.
BUZZER BEATER KAROLAKA
Chrapkę na przechylenie zwycięstwa na korzyść gospodarzy miał także Marcel Ponitka. Młody rozgrywający Asseco pokusił się o zagranie, które miało dać wygraną gdyńskiej drużynie, ale został zablokowany przez Filipa Dylewicza. Na zegarze pozostały niespełna 3 sekundy, które perfekcyjnie wykorzystał Jakub Karolak trafiając za 3 równo z końcową syreną. – To był na pewno najważniejszy rzut w mojej karierze zawodowej i najlepszy mecz. Przy takim rzucie się nie myśli. Wiadomo, że o tablicę za 3 punty rzadko rzuca z premedytacją. To też trzeba jednak umieć zrobić, żeby wpadło do kosza – mówi bohater meczu.
EMOCJE NIE OPADŁY PO KOŃCOWEJ SYRENIE
Po meczu wielką klasą wykazał się Marcin Kloziński. Trener Trefla podszedł do sztabu szkoleniowego Asseco i podziękował za fantastyczną walkę, jednocześnie wyrażając współczucie wobec przegranych. Przedstawiciele Asseco mieli jednak kłopot z opanowaniem nerwów, po tym jak przeanalizowali jedną z sytuacji, w której komisarz zawodów skrócił im czas na rozegranie akcji. Jak podkreślali z niezrozumiałych powodów zamiast 14 sekund, mieli tylko 8 na dokończenie ataku. Podkreślali, że tego czasu mogło zabraknąć im w końcówce…
Asseco Gdynia 78:81 Trefl Sopot
Mariusz Hawryszczuk