Obrona Lechii dziurawa jak sito. Brakuje stabilizacji, jakości i planu na przyszłość

wawrz2niak

Zapora nie do przejścia, obrona złożona z niepokonanych gladiatorów, którzy jeśli kapitulują, to tylko z honorem i klasą – to dokładne przeciwieństwa defensywy Lechii w obecnym sezonie.

Gdańszczanie w tyłach przypominają raczej zespół Świeżaków dowodzony przez Smerfa Ciamajdę. Nie pomagają im także trenerzy, bo stabilniejszy od składu obrony biało-zielonych był nawet most w Tacoma.

 

 

 

Praktycznie nie ma punktów wspólnych pomiędzy Lechią z poprzedniego sezonu i tą obecną. Porównanie miejsc w tabeli przyprawia o ból głowy, bo wyobrażenie sobie gdańszczan na pozycji lidera wymaga niemałego wysiłku. To może styl gry? Nie, tu także się nie uda, bo obecnie drużyna jest po prostu nijaka. Siła rażenia w ofensywie? W tym wypadku już lepiej, ale zespół ratuje Marco Paixao, który załadował czternaście z trzydziestu bramek Lechii. Oczywiście Portugalczyk to także część drużyny, ale ta statystyka pokazuje jak bardzo uzależnieni od jego formy są podopieczni Adama Owena. Zresztą nawet tak dobra dyspozycja snajpera nie wystarczyła by dorównać Lechii 2016, bo tamta w 21 meczach zdobyła o cztery gole więcej.

A jak w obronie? W obronie jak w gimnazjum podczas niezapowiedzianej kartkówki. Wszyscy zdziwieni, nikt nie wie o co chodzi ani co ma robić, ale każdy liczy, że jakoś to będzie. A potem nie zna odpowiedzi na najprostsze pytanie (czytaj: potyka się w polu karnym, dostaje czerwoną kartkę, strzela samobója).

STRZELAĆ LECHII KAŻDY MOŻE – JEDEN LEPIEJ, DRUGI GORZEJ

Gdańszczanie tracą gole na zawołanie. Niezależnie od rywala, bo trzy sztuki wbił im i drugi w tabeli Lech, i ostatnia Pogoń Szczecin. Była też spektakularna goleada z Koroną (0:5), a pięć bramek w dwóch meczach Lechii strzeliła nawet Sandecja Nowy Sącz. W biało-zielonej defensywie jedynym stałym punktem jest Dusan Kuciak. Stałym nie znaczy pewnym, bo Słowak swoje za uszami też ma, chociaż w drugiej części rundy bronił już solidniej.

Poza bramkarzem w defensywie jest karuzela, która pewnie mogłaby konkurować z tą trenerską. W obrocie są: Stolarski, Nalepa, Wawrzyniak, Nunes, Vitoria, Augustyn, Milos i Lewandowski, a do składu w pierwszej kolejce załapał się jeszcze Maloca. Zaufania Adama Owena zupełnie nie ma Vitoria. Portugalczyk, który u Piotra Nowaka wystąpił pięciokrotnie, po zmianie szkoleniowca ani razu nie znalazł się w wyjściowej „jedenastce”.

GDZIE JEST JAKOŚĆ?

Pozostali są poddani mniejszej lub większej rotacji. Pewny miejsca w składzie może chyba być Augustyn, który pierwszy raz wystąpił w piątej kolejce (czyste konto w Szczecinie) i od tamtej pory opuścił tylko dwa spotkania. Problem w tym, że obrońca jest jak broń palna własnej roboty – równie groźny z tyłu i z przodu. Najlepiej pokazał to przeciwko Jagiellonii, kiedy najpierw otworzył wynik meczu, żeby niespełna kwadrans później wyrównać stan rywalizacji „swojakiem”. W dodatku zdarza mu się konkretnie zdrzemnąć w polu karnym, co wykorzystał chociażby Śląsk. I choć Lechia i tak wygrała 3:1, to wymowna była reakcja Kuciaka, który tak się wściekł, że jedno z najpopularniejszych polskich słów było słychać nawet w telewizji.

Sporo gra także Wawrzyniak, ale w jego przypadku co raz bardziej widać wady, które długo maskował. Jest mało zwrotny, wolny i powoli przestaje wystarczać samo doświadczenie. Zwłaszcza jeśli Lechia wychodzi wysoko, a rywal kontratakuje. Obrońca ma też problemy w pojedynkach jeden na jeden, co obnażał chociażby Jakub Kosecki, przy którym były reprezentant Polski wyglądał jak pociąg towarowy przy Pendolino.

fot. Agencja KFP/Mateusz Ochocki

O miejsce na prawej stronie walczą Stolarski z Milosem, ale to chyba Polak powinien częściej występować. Poprawił się w odbiorze, a w ataku coraz częściej podnosi głowę i szuka partnerów, a rzadziej pędzi przed siebie bez sensu i nadziei na powodzenie akcji. Z kolei z Chorwatem problem polega na tym, że grając w obronie… nie potrafi bronić. Niewątpliwie ma kilka zalet – jest szybki, potrafi nieźle wrzucić – ale kiedy przychodzi do defensywy, zupełnie się nie nadaje. Często głupio traci piłkę na swojej połowie, co kosztowało Lechię chociażby stratę punktów przeciwko Lechowi.

W środku obrony gra jeszcze Wojtkowiak, który daje sobie radę, ale nie można myśleć o czymkolwiek więcej niż gra w środku tabeli, jeżeli nie ma się stopera z prawdziwego zdarzenia, a nim były reprezentant Polski zdecydowanie nie jest. Podobnie jak Nalepa, który po czerwonej kartce z „Kolejorzem” nie znalazł się już w pierwszym składzie. W obrocie jest także Nunes – człowiek od wszystkiego, ale często przez to po prostu od niczego. Może zagrać na lewej, na środku obrony, czy pomocy, ale która pozycja byłaby dla niego najlepsza? Trudno oprzeć się wrażeniu, że siedząca.

KARUZELA? LOSOWANIE?

Tyle jeśli chodzi o personalia, ale dobra defensywa powinna stanowić stabilny monolit. Tercet, kwartet lub kwintet – bez znaczenia – który potrafi ze sobą grać na pamięć. Tymczasem gdańszczanie praktycznie co mecz zmieniają ustawienie. Tylko czterokrotnie zdarzyło się, żeby nie zmienili składu obrony w kolejnej kolejce. Pierwszy raz w meczu z Jagiellonią i kolejnym z Bruk-Betem. Zagrała czwórka Milos, Wojtkowiak, Augustyn, Wawrzyniak. Efekt? Dramatyczny. Pięć straconych goli, jeden zdobyty punkt i zwolnienie Nowaka.

Owen w debiucie nie mógł skorzystać z Augustyna, którego zastąpił Nalepą i dorzucił jeszcze Lewandowskiego i niespodziewanie ograł Zagłębie bez straty gola. W kolejnym spotkaniu postawił jednak na Augustyna i przegrał z Legią w Warszawie. Zarys stabilizacji pojawił się w kolejkach 15-17. Tym razem grał kwartet Stolarski, Wojtkowiak. Augustyn, Nunes i dwukrotnie udało się zachować czyste konto, w tym najcenniejsze – w derbach w Gdyni. Później jeszcze z Wisłą Płock, ale kiedy przytrafiła się porażka z Cracovią, w kolejnym meczu musiało już być przemeblowanie.

sto2lar
fot. Agencja KFP/Mateusz Ochocki

Ostatni przypadek to kolejki 19. i 20., czyli mecze z Górnikiem Zabrze i Pogonią Szczecin. Owen postawił na Milosa, Wojtkowiaka, Augustyna i Wawrzyniaka. Z zabrzanami jeszcze się udało, bo zremisował 1:1, ale z „Portowcami” znów było beznadziejnie (1:3). Oczywiście w kolejnym meczu w obronie nastąpiły dwie zmiany.

CZAS NA STABILIZACJĘ

Gdzie w tym wszystkim sens i logika? Trudno winić trenerów za szukanie optymalnych rozwiązań, ale trudno też pominąć fakt, że ciągłe zmiany nie pomagają żadnemu z defensorów. Z drugiej strony stałym punktem obrony jest Augustyn, który jednak nie daje żadnej gwarancji stabilizacji. Na ten moment wygląda na to, że zamienienie Malocy i Janickiego na Augustyna i Nalepę było po prostu fatalną decyzją, bo znacznie obniżyło jakość zespołu. Wydaje się jednak, że po przerwie zimowej Adam Owen powinien postawić na określonych zawodników i zaufać im, żeby poczuli się pewniej. W przeciwnym wypadku Lechię czekać będzie pierwsza walka o utrzymanie w dolnej „ósemce”.

Tymoteusz Kobiela

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj