Znakomity samolub nie pomógł Legii. Asseco z problemami, ale zwycięskie

Siła złego na jednego. Równie samolubny, co zwinny Anthony Beane – mimo 34 punktów – nie pomógł Legii Warszawa w odniesieniu sensacyjnego zwycięstwa nad Asseco. Gospodarze wrócili do gry w drugiej połowie i wygrali 90:78. Kolejny raz klasę pokazał autor 22 punktów, Jakub Garbacz.

Pierwszy mecz pomiędzy tymi drużynami był wyrównany, co nie musiało być oczywistością, bowiem Legia przegrywa nałogowo. Z 20 meczów w PLK stołeczny zespół zwyciężył tylko raz. Nie musiało to jednak zwiastować braku emocji – warszawianie w lidze grają coraz lepiej, przestali przegrywać bez historii, a ostatnio przez trzy kwarty prowadzili równorzędny bój z BM Stalą Ostrów Wielkopolski.

 

TRUDNO O SKUPIENIE

Potwierdziło się to w pierwszej kwarcie, pod koniec której legioniści prowadzili 20:13. Na minutę przed końcem pierwszej odsłony, gospodarze pozwolili rywalom aż 4-krotnie trafić za 3 punkty, co gorsza przy 100-procentowej skuteczności. Zupełnie odwrotnie prezentowali się w tym elemencie gospodarze. 1-6 zza linii 6,75 i niepokojąca, 16-procentowa skuteczność.

W drugich 10 minutach gospodarze mozolnie odrabiali straty. Niekorzystny wynik był spowodowany rozluźnieniem i brakiem koncentracji. O tę przecież nietrudno, grając z bezdyskusyjnym outsiderem ligi. Legionistów „w grze” utrzymywał głównie Amerykanin Anthony Beane, który do przerwy zgromadził imponujący dorobek 17 punktów, przy czym należy odnotować – zdobycz tę osiągnął przy zaledwie 45-procentowej skuteczności. Nierówny w pierwszej kwarcie Krzysztof Szubarga, dwoma łatwymi wejściami pod kosz, doprowadził do prowadzenia gospodarzy 42:39.

TRASH TALK POMÓGŁ

Osobliwa sytuacja z trzeciej kwarty. Rozgrywający beniaminka Łukasz Wilczek trzymał piłkę za linią wyznaczającą rzut za trzy punkty. Kryjący go doświadczony Piotr Szczotka, okazał się mistrzem trash talkingu, czyli rywalizacji słownej. – „Rzuć, rzuć!” – namawiał rywala weteran parkietów ligowych. Zawodnik Legii posłuchał i… nie trafił. Konfrontację czysto sportową także wygrywali gospodarze – przed ostatnią częścią Asseco prowadziło aż 64:55.

SAMOLUB PIERWSZEGO SORTU

Być może Legia nie ma wirtuozów w swoim składzie, ale to, co wyprawiał Anthony Beane, było delikatnie mówiąc… popisem indywidualnych umiejętności. Amerykanin nawet nie próbował uwierzyć w możliwości kolegów, samemu próbując kończyć każdą akcję. Na 5 minut przed końcem zgromadził aż 30 punktów, przy czym najlepszy z jego partnerów – Michał Kołodziej – uzbierał ich zaledwie 8. Legia więc swoje, a Beane swoje. To było jednak za mało na dobrze dysponowanych w drugiej połowie gospodarzy. Ponownie udane zawody zagrał Jakub Garbacz, który zgromadził 22 punkty.

ROMANTYCZNA KOŃCÓWKA

Przewaga gdynian w ostatniej kwarcie była bezdyskusyjna. Szansę na występ dostał więc niespełna 19-letni Maciej Leszczyński, który przez cały sezon „powąchał” parkietu zaledwie przez 3 minuty. W środę zdobył jednak debiutanckie 2 punkty, czym sprowokował kibiców w Gdynia Arenie do największych tego wieczoru braw. Ostatecznie Asseco Gdynia pokonało outsidera ligi Legię Warszawa 90:78.

Paweł Kątnik

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj