sze życzliwe, pełne entuzjazmu i niezmanierowane. Rugbystki reprezentacji Polski to przykład romantycznej odsłony sportu, z solidnym morałem w tle. Pracują w markecie sportowym, mają w swoim gronie księgowe i opiekunki do dziecka. Właśnie pukają do bram najlepszej 12 na świecie. Umawiając się z nimi na rozmowę, traktowany jestem po przyjacielsku. „Dziś siłownia na 17, daj znać kiedy będziesz. Wyjdę po Ciebie, byś wiedział gdzie wejść” – mówi mi Laura Abucewicz, wieloletnia zawodniczka Ladies Gdańsk. Zresztą jeśli rozmawiać o kadrze narodowej, to najczęściej z zawodniczkami gdańskich Ladies – w gronie reprezentantek stanowią większość bezwzględną.
NIE DLA MIĘCZAKÓW
Spotykamy się więc na siłowni. Takiej nie tyle nowoczesnej, co świadczącej o tym, że trenują tam raczej poważnie traktujący zajęcia wyczynowcy, niż gwiazdki chcące zrobić sobie zdjęcie na portal społecznościowy. Wokół ciężary o największych wartościach, zwykły śmiertelnik powinien omijać je z daleka. – Jakbyśmy chcieli iść razem na imprezę, to możemy cię ponosić – mówi z uśmiechem Laura Abucewicz. – Na sztandze jest 110-120 kg – dodaje.
TRENER TROCHĘ SIĘ OBAWIAŁ
Na imprezę nie idziemy, ale od grupy dostaję upominek – australijski wisiorek koala. To pamiątka z ostatniego wyjazdu do kraju kangurów, gdzie nasze reprezentantki zmierzyły się z najsilniejszymi reprezentacjami globu. Jak twierdzi trener kadry, były rugbysta Janusz Urbanowicz, by tam pojechać, trzeba mieć wiele pieniędzy i wiele szczęścia. Jemu i podopiecznym jednak się udało.
Po pytaniu o wnioski z Australii, tylko się uśmiecha. – Trochę bałem się konfrontacji z drużynami z World Series. Myślałem, że te drużyny odjadą nam bardzo daleko i poprzegrywamy wysoko. Ale wyniki pokazały, że możemy grać na najwyższym poziomie również z tymi najlepszymi na świecie – mówi, nie zapominając jednak o realiach. – Głowa jest pełna pomysłów. Gra z najlepszymi obnażyła braki, których nie widziałem grając tutaj w Europie. Mnie to motywuje jako trenera, a dziewczyny, by jeszcze bardziej zaangażować się w tę robotę – dodaje.
RUGBYSTKI PO GODZINACH
O zaangażowanie trener może być spokojny. Reprezentantki godzą grę w rugby z pracą księgowej, montażystki wideo czy opiekunki do dziecka. Gdyby tylko mogły skupić się jedynie na uprawianej dyscyplinie, postęp w grze i kolejne sukcesy przychodziłyby łatwiej.
Karolina Jaszczyszyn, która sama przez lata łączyła życie na Wyspach Brytyjskich z grą w rugby w Polsce, wspomina: – W rozmowie z jedną z najlepszych zawodniczek na świecie, Patricią Garcią, zapytałam, gdzie pracuje. Bardzo się zdziwiła i powiedziała, że są trzy razy dziennie na treningu i to jest ich praca – mówi.
Fot. Reprezentacja Narodowa w Rugby Kobiet
WYCISKAJĄ CYTRYNĘ DO MAKSIMUM
– Młodym zawodniczkom jeszcze brakuje trochę pewności siebie i wiary we własne możliwości. A te wcale nie muszą być gorsze na tle krajów bardziej zaawansowanych rugbowo – zauważa kapitan, Marlena Mroczyńska. Jej historia jest osobliwa, sama choruje od dziecka na cukrzycę.
Okazja na dopisanie kilku rozdziałów do tej historii już na początku kwietnia w Hongkongu.
Posłuchaj materiału: