Arka dołuje, a Legia idzie w górę. Ale to nie wszystko. Sprawdzamy, która drużyna ma większe szanse na wygraną w Pucharze

Arka czy Legia? To pytanie zapewne zadają sobie nie tylko kibice obydwu klubów, ale również dziennikarze i inni fani polskiego futbolu. Który z tych zespołów jako pierwszy zapewni sobie przepustkę na europejskie salony? Obaj finaliści mają ku temu argumenty.

DLACZEGO ARKA POWTÓRZY SUKCES SPRZED ROKU?

1) A dlaczego nie? Polska piłka jest tak nieprzewidywalna, jak wygrana w totolotku. Tutaj logiki się nie uświadczy. Dużo będzie zależało przede wszystkim od dyspozycji dnia u poszczególnych piłkarzy, a także łutu szczęścia. Czemu los akurat nie miałby uśmiechnąć się do zespołu z Gdyni? Jeżeli piłkarze Leszka Ojrzyńskiego zachowają koncentrację, będą zdyscyplinowani taktycznie, to są w stanie obronić trofeum.

2) Legia Warszawa wciąż walczy na dwóch frontach. Mimo potencjału i szerokiej ławki jaką dysponuje trener Klafurić, to może być szansa Arkowców. Arka praktycznie się już utrzymała i tylko totalny kataklizm mógłby to zmienić. Co prawda, wciąż pozostają matematyczne szanse na spadek zespołu z Gdyni, ale zarówno Bruk-Bet Termalica, jak i Sandecja Nowy Sącz nie specjalnie napierają na pozostałe zespoły z grupy spadkowej. Arka przystąpi więc do finału ze spokojną głową, nie martwiąc się o ligowy byt.

3) Legia musi, Arka może. Dokładnie tak! Arka nie wystąpi w roli faworyta i to może okazać się bardzo pomocne. Cała presja spocznie na piłkarzach Legii. Podobnie zresztą było w zeszłorocznym finale Pucharu Polski. Wszyscy byli pewni, że to Lech (wówczas grający bez wątpienia najlepszą piłkę w Polsce) dosłownie zmiażdży piłkarzy z Gdyni. Jak to się skończyło? Wszyscy wiemy…

4) Legia to „kolos na glinianych nogach”. Owszem, zespół z Warszawy dźwignął się po zwolnieniu Romeo Jozaka i jego gra znacznie się poprawiła. Ale od klubu z takim budżetem, możliwościami, głośnymi nazwiskami w kadrze, powinno się wymagać zdecydowanie więcej. Piłkarze Arki już raz w tym roku pokonali drużynę ze stolicy. Co więcej, wyglądali w tym spotkaniu naprawdę nieźle. Dlaczego mieliby tego nie powtórzyć? Legia naprawdę jest w ich zasięgu.

5) Głód trofeów. Mimo wszystko piłkarze z Gdyni nie mają zbyt często możliwości włączać się do walki o najwyższe laury na polskich boiskach. Co prawda, w zeszłym sezonie wygrali Puchar i Superpuchar Polski, ale ile razy mogą jeszcze mieć taką okazję? Ten mecz to krok do walki o spełnienie marzeń i piłkarskich ambicji z dzieciństwa. 

DLACZEGO MISTRZ POLSKI ODBIERZE TROFEUM ARCE? 

1) Większa jakość. Nie ma co się oszukiwać. Klub ze stolicy na papierze wygląda po prostu lepiej. Mistrzowie Polski mają w swoich szeregach reprezentantów swoich krajów, a także kilku piłkarzy, którzy sami potrafią rozstrzygnąć losy meczu. Szymański, Niezgoda, Kucharczyk – ci piłkarze są ewidentnie w „gazie”. Co więcej, chyba w końcu przebudził się Cristian Pasquato, którego wielu wskazywało na następcę Vadisa Odjidji-Ofoe.

2) Zagrają „u siebie”. Bez wątpienia będzie to duży atut Legii. Kibice z Warszawy zapewne dosłownie zaleją Stadion Narodowy i swoim dopingiem dodadzą mocy swoim piłkarzom. Pod względem dopingu kibice Legii są uznawani za prawdziwą czołówkę w Polsce. Dodatkowo, jedyna podróż jaką będą musieli przebyć, to ta na drugą stronę Wisły, gdzie z Łazienkowskiej nie mają szczególnie daleko.

3) Mają Arka Malarza. Na ten moment chyba nie ma lepszego bramkarza w polskiej lidze. Bramkarz Legii nie raz i nie dwa ratował skórę swojemu zespołowi, a jest obecnie w takiej formie, że pewnie dalej będzie to robić. Co prawda, zarówno Legia, jak i Arka w swoich szeregach mają takich fachowców, że jeżeli mają tzw. dzień konia, to są po prostu nie do pokonania. Jednakże występ Pavelsa Steinborsa nie jest pewny, ponieważ trener Ojrzyński w tej edycji Pucharu Polski stawiał na Krzysztofa Pilarza. Z kolei Arkadiusz Malarz na 99.9 proc. może być pewny występu w środowym finale i – zapewne w roli kapitana – wyprowadzi Legię na płytę Stadionu Narodowego.

4) Wzrastająca forma. Legia gra co raz lepiej. Po eksperymentach z ustawieniem Romeo Jozaka nie ma już śladu. Trener Klafurić przywrócił system 1-4-2-3-1 i widać, że piłkarze Legii czują się w nim zdecydowanie pewniej. Może nie grają jeszcze porywająco i efektownie, ale są skuteczni do bólu i rozumieją swoje role na boisku.

5) Legia umie grać pod presją. Jest to chyba najmocniejszy punkt piłkarzy z Warszawy. Legioniści wiedzą, że od nich wymaga się więcej i co najważniejsze potrafią utrzymać ciśnienie. Mimo problemów wewnętrznych, jakie panują w klubie po zmianie władz, zawodnicy potrafią pokazać jakość w meczach o najwyższą stawkę. Dodatkowo pomocne może okazać się doświadczenie, które zdobyli niektórzy piłkarze podczas występów w rozgrywkach Ligi Mistrzów, czy Ligi Europy i to właśnie ono może zaprocentować w środowym finale.

Oczywiście to wszystko są zwykłe dywagacje. Piłka nożna ma to do siebie, że jest pięknym i nieprzewidywalnym sportem. Już niejednokrotnie uczyła pokory i przesądzanie o czyimś zwycięstwie z góry nie ma najmniejszego sensu. 

 

mkul

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj