Piękne pożegnanie Krzysztofa Sobieraja i nieudane zakończenie sezonu Arki. Śląsk w Gdyni okazał się lepszy

Krzysztof Sobieraj zakończył piłkarską karierę. Kapitan Arki w 30. minucie meczu ze Śląskiem Wrocław po raz ostatni opuścił murawę w roli piłkarza. Jego koledzy nie sprawili mu dobrego prezentu na pożegnanie, bo przegrali 0:1, ale tego dnia wynik był sprawą drugorzędną. Pięć minut przed osiemnastą, na murawę stadionu w Gdyni wchodzi Krzysztof Sobieraj, który z rąk Antoniego Łukasiewicza, Wojciecha Pertkiewicza i Wojciecha Szczurka odbiera pamiątkowe prezenty. Jest pięknie, wzruszająco. Nieco ponad pół godziny później „obrazek” jest jeszcze bardziej wyjątkowy. Kapitan schodzi z boiska w 30. minucie meczu, żegna go szpaler kolegów z drużyny i fajerwerki odpalone przez kibiców. Licznik Sobieraja stanął na 265 meczach w żółto-niebieskich barwach. Zakończyła się pewna epoka.

MOGŁO BYĆ JESZCZE PIĘKNIEJ

Kapitan pożegnanie mógł mieć jeszcze piękniejsze, bo był o krok od zdobycia wyrównującej bramki, ale dobrze interweniował Jakub Wrąbel. Byłby to gol doprowadzający do remisu, bo w pierwszej minucie goście bez problemów poradzili sobie z defensywą gospodarzy. Prostopadłą piłkę zagrał Arkadiusz Piech i Pavels Steinbors musiał wyjmować futbolówkę z siatki zanim jeszcze dotknął ją po raz pierwszy, bo akcję wykończył Daniel Łuczak.

AMBICJA SZWOCHA

W drużynie żółto-niebieskich pożegnanie Sobieraja było oczywiście najważniejsze, ale tylko on kończył swoją przygodę z Arką. Ostatni mecz w gdyńskim zespole rozgrywał też Mateusz Szwoch i jemu wyjątkowo zależało na dobrym występie. Oddawał strzały z dystansu, próbował obsługiwać partnerów, ale za każdym razem czegoś brakowało. Albo dokładności, bo uderzał niecelnie, albo wykończenia, bo nogi nie dostawił Ruben Jurado. Poza byłym zawodnika Legii Warszawa inicjatywę wykazywał też Marcus Da Silva, który poruszał się raczej bocznymi strefami boiska. Brazylijczyk z polskim paszportem mógł nawet strzelić bardzo efektowną bramkę, ale piłka po jego uderzeniu z dystansu poszybowała ponad poprzeczką.

MECZ O „PIETRUSZKĘ”

Po reformie rozgrywek odzwyczailiśmy się od meczów o „pietruszkę”. Niewiele było spotkań, których waga była tak niewielka, ale do tego typu meczów należało właśnie spotkanie Arki ze Śląskiem. Z jednej strony obie drużyny próbowały atakować, stwarzały zagrożenie w ofensywie, z drugiej jednak nikt nie miał zamiaru „umierać” za wynik i wszyscy czekali raczej na zakończenie sezonu. Arkadiusz Piech chciał zrobić to efektownie, przewrotką, ale strzelał niecelnie. Bardziej efektywny próbował być Rafał Siemaszko, ale i on nie potrafił skierować piłki w światło bramki.

CZAS NA ZMIANY

Ostatecznie wyniku nie udało się już zmienić i goście wygrali 1:0. W Gdyni pozostaje niedosyt, ale ten mecz wpisał się w całą końcówkę rozgrywek w wykonaniu Arki. Była szansa na piękne chwile (okazja Sobieraja), ale skończyło się rozczarowaniem i porażką. Teraz czas na przebudowę zespołu, trzeba także znaleźć nowego trenera, który poukłada drużynę. Pozostaje mieć nadzieję, że następne rozgrywki będą dla gdynian bardziej udane.

Arka Gdynia – Śląsk Wrocław 0:1

Tymoteusz Kobiela
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj