– Gratulujemy Realowi Madryt zwycięstwa w Lidze Mistrzów 2017/18 – głosił w sobotni wieczór krótki, formalny wpis zamieszczony na Twitterze Barçy. W tym samym czasie, na Wyspach, połowa Liverpoolu skandowała nazwisko Garetha Bale’a, zachwycając się nie tylko przewrotką Walijczyka, ale i radując porażką lokalnego rywala.
Finał rozgrywany w Kijowie wzbudził ogromne emocje na całym świecie, w tym oczywiście w Madrycie, gdzie sympatycy Królewskich zebrali się m.in. na Estadio Santiago Bernabéu. Tam, na ośmiu gigantycznych telebimach, mecz oglądało wspólnie około 70 tysięcy kibiców.
Wśród nich był m.in. Adrian Tkaczyk, na co dzień kibic madryckiego Realu i gdańskiej Lechii. – Emocje, których nigdy nie zapomnę – mówił na antenie Radia Gdańsk dzień po spotkaniu, zdradzając nam szczegóły tego, jak triumf świętowano w stolicy Hiszpanii.
Posłuchaj audycji:
TAJEMNICZA KOPERTA
Piłkarze Liverpoolu i Realu Madryt przygotowywali się do finału przez cały rok, systematycznie wspinając się na coraz wyższe szczeble tych elitarnych rozgrywek. Przygotowywali się do niego również dziennikarze, szykując tematy do późniejszych rozmów na miesiące przed dniem 26 maja.
Podczas marcowego zgrupowania reprezentacji Hiszpanii, dziennikarz stacji radiowej Cadena Ser zapytał napastnika Królewskich Marco Asensio co zrobi, jeśli Real zdobędzie trzynasty w historii klubu puchar Ligi Mistrzów. Choć mógł odpowiedzieć, że nic, młody zawodnik zaakceptował wyzwanie.
Piłkarz umieścił swoją odpowiedź na kartce, którą włożył do koperty. Tą, zanim przekazał ją dziennikarzowi, dokładnie zakleił. Wyzwanie, jakiemu Asensio miał stawić czoła tylko w wypadku wygranej, ujrzało światło dzienne w mixed zone stadionu w Kijowie. Ten sam żurnalista wręczył piłkarzowi przechowywaną przez prawie trzy miesiące kopertę, którą zawodnik otworzył w obecności kamer. Panie i Panowie (przede wszystkim Panie): wyczekujcie Marco Asensio w wersji blond. Obiecał – ona naprawdę nadchodzi.
LOT NAD KUKUŁCZYM GNIAZDEM
Polskiej drużyny w finale Lidze Mistrzów być może długo nie zobaczymy, ale i kibiców z Polski musnęły promienie chwały, emanujące od jednego z najcenniejszych piłkarskich trofeów na świecie. Wszystko za sprawą trasy, jaką obrał samolot Królewskich gdy ci, rozśpiewani, wracali z Kijowa do stolicy Hiszpanii.
Polska, Czechy, Niemcy, Luksemburg i Francja – to te przestrzenie powietrzne jako pierwsze „przywitały” puchar Ligi Mistrzów, zanim ten dotarł wraz z Cristiano i spółką do Madrytu. Co ciekawe, i co widać na mapie poniżej, nie była to możliwie najkrótsza – a zatem i najbardziej oczywista – trasa. „Nawet nie trzeba było grać, wystarczyło podskoczyć”, żartowali kibice. Całe szczęście, z samolotu puchary tak łatwo nie wypadają.
07, ZGŁOŚ SIĘ!
Jeszcze jedna, godna odnotowania anegdota miała miejsce tuż po wręczeniu obu drużynom finałowych medali. Piłkarze Realu, po odebraniu od pracowników klubu także pamiątkowych koszulek, zgromadzili się przed jedną z bramek w celu wykonania drużynowego zdjęcia. Procedura zdawała się przebiegać standardowo: Isco rozłożył przed pucharem koszulkę z pokaźnym numerem 13, Sergio Ramos zaliczył w międzyczasie serię występów przed trzymaną na selfie-sticku kamerą GoPro, lecz oficjalnej fotografii wciąż zrobić się nie udało.
Do stanu pełnej gotowości na zwolnienie migawki brakowało niesfornego tej nocy Cristiano Ronaldo, który najpierw nie zdobył dla swojej drużyny bramki (no wiecie co?), później zagroził palcem, że ma do ogłoszenia kolejną nowinę (i trzyletni kontrakt z klauzulą miliarda euro, o czym chwilowo, w emocjach, zapomniał), a na sam koniec dopiero odśpiewana przez kolegów z drużyny przyśpiewka kibiców na jego temat przywołała go do wspólnego zdjęcia. Ah, Cristiano.
Na „Piłkarskie plotki” zapraszamy w każdą niedzielę o godz. 17:30 w magazynie „Radio Gdańsk Z boisk i stadionów”.