Triathlon rośnie w siłę i zdobywa coraz szersze grono fanów. Tych nie brakuje także w naszej redakcji. Należy do nich Sylwek Pięta, który postanowił zmierzyć się z cyklem zawodów Lotto Triathlon Energy. Jeśli nie uda mu się osiągnąć założonego celu sportowego, wpłaci pieniądze na cel charytatywny.
A jaki jest cel sportowy? Zachęcamy do przeczytania relacji Sylwka z niedzielnych zawodów Lotto Triathlon Energy Gniewino, których Radio Gdańsk jest patronem medialnym.
„TYPOWY” POCZĄTEK
Zaczęło się typowo, od pytania Marcina, naszego dyrektora marketingu:
– Startujesz w Gniewinie?
– Nie wiem – odpowiedziałem zgodnie z prawdą. – Jeśli uda mi się przygotować, to chętnie wystartuję – dodałem.
AMBITNIE CZY ZA LEKKO?
Cel jest jasny: ukończyć dystans 1/4 IM, podczas którychś zawodów z cyklu Lotto Triathlon Energy, poniżej 2 godzin i 30 minut. Zawodowcy osiągnęliby ten czas nawet gdyby kazano im jechać rowerem do tyłu, dla wielu amatorów to granica, którą również już dawno przekroczyli. Uznałem, że i ja mogę powalczyć o taki wynik. Tym bardziej, że pamiętałem, że w zeszłym roku podczas jednej z imprez triathlonowych na Kaszubach osiągnąłem czas 2:32:23.
Ktoś pomyśli sobie zapewne, że „co to za problem, w końcu to tylko dwie i pół minuty”. I ja tak samo pomyślałem rozmawiając z Marcinem. Dopiero po fakcie przypomniałem sobie, że na Kaszubach trasa kolarska była nieco niedomierzona – do pełnych 45 kilometrów zabrakło kilkuset metrów. To daje co najmniej kilkadziesiąt sekund przewagi. Co więcej, była tylko lekko pofałdowana, czego nie można powiedzieć o zawodach w Gniewinie.
ODMIERZONE TRASY
A w Gniewinie… niestety coś, co zdarza się niezwykle rzadko. Wszystkie trasy domierzone. Pływacka, która powinna mieć 950 metrów – ma 950 metrów. Rowerowa, która powinna mieć 45 kilometrów – ma 45 kilometrów. A biegowa, która powinna mieć nieco ponad 10,5 km – ma nieco ponad 10,5 km. A niech to… Przyłożyli się. No cóż… w ten sposób straty do 2:30 nie zniweluję. Trzeba zasuwać.
JEZIORO, A FALA JAK W MORZU
Tylko jak tu zasuwać, szczególnie w wodzie, gdy wieje mocny wiatr, a jezioro Żarnowieckie zachowuje się nie jak jezioro, a jak morze? O wielkim doświadczeniu pływackim w moim przypadku nie może być mowy. Ukończyłem kilkanaście zawodów na różnych dystansach, ale faktem jest, że nigdy nawet nie pomyślałem o tym, aby w trakcie pływania „kraula” zmienić na „żabę”. A w Gniewinie kilka razy byłem tego bliski. Silny, wiejący z południa wiatr sprawił, że podczas większości dystansu fale uderzały albo od boku albo w twarz. To były zdecydowanie najtrudniejsze pod względem pływania zawody. Wynik? 20:20. O ponad 3 minuty gorszy od tego, który planowałem.
GDYBY NIE TEN DIABELSKI PODJAZD…
No nic, podgonimy na rowerze – pomyślałem. Organizatorzy zapowiadali, że na trasie kolarskiej czeka na nas morderczy podjazd. Szczerze mówiąc, nie obawiałem się go zbytnio, bo – choć stromy – to nie był zbyt długi. Z długością miałem rację, ale nie doceniłem stromizny.
Faktem jest, że w górach nigdy na rowerze nie jeździłem, ale i na Kaszubach nie brakuje kilku porządnych górek. Nigdy się jednak nie zdarzyło, żebym podjeżdżając naciskał na przerzutki szukając lżejszego biegu i napotykał tam na opór, bo przecież… jadę na najlżejszej.
Marnym pocieszeniem było to, że kilka osób jadących obok wykonywało podobne rozpaczliwe gesty. Co prawda po pokonaniu podjazdu żadnych niemiłych niespodzianek na trasie nie było, ale średnią prędkość udało się podnieść tylko do marnych 31 km/h.
UMIERAĆ W UPALNYM BIEGU
Bieg to już prawdziwa katorga. To, co nie sprawiało wielkich problemów podczas pływania i na rowerze, czyli upał, na biegu wróciło z podwójną mocą. Człapiąc do mety ze średnim czasem 4:57/km zastanawiałem się, czy nie rzuciłem się na zbyt głęboką wodę, deklarując czas poniżej 2:30.
Postaram się to zweryfikować podczas kolejnych zawodów z cyklu Lotto Triathlon Energy. Jeśli pogoda będzie łaskawa, a ja sumiennie przepracuję najbliższe dwa tygodnie, to być może uda się zbliżyć do wymarzonego wyniku w Starogardzie Gdańskim. Trasa rowerowa wydaje się nieco bardziej urozmaicona, a i na pływaniu wiatr nie powinien płatać takich figli jak w Żarnowcu.
A JEŚLI PRZEGRAM… TO WYGRA PAULINKA
A jeśli przegram… to wygra ktoś inny. Ktoś kto toczy prawdziwą walkę. Mowa o 11-letniej Paulince. I to ona przede wszystkim zasługuje na to, by trzymać za nią kciuki. Zachęcam do tego, aby poznać historię tej dziewczynki.
https://www.siepomaga.pl/pomorze-biega-i-pomaga-paulince
A jeśli nie masz czasu, drogi Czytelniku, to sięgnij chociaż do portfela i wpłać kilka złotych na wózek sportowy dla Paulinki. Dzięki temu ta chora sopocianka, będzie mogła wystartować w Lotto Triathlon Energy w Chełmży razem z wujkiem, który najpierw będzie ciągnął ją na pontonie, a następnie w wózku (na który zbieramy) na rowerze i na koniec popchnie go prosto do mety, gdzie będą czekać rodzice, siostra bliźniaczka, dziadkowie i przyjaciele.