Pragmatyczna, wyrachowana, diabelsko skuteczna i niepokonana. Lechia ograła Koronę i pozostaje liderem

Lechia z piątym zwycięstwem w ekstraklasie. Gdańszczanie pokonali Koronę Kielce 2:0 i pozostają jedyną niepokonaną drużyną w lidze. Biało-zieloni nie zagrali porywającego meczu, ale byli skoncentrowani i zorganizowani w obronie oraz skuteczni w ataku. Bohaterem meczu został autor dwóch bramek – Flavio Paixao. Jeżeli ktokolwiek na mecz Lechii z Koroną czekał nastawiony na dobre widowisko, to – zwłaszcza w pierwszej połowie – mocno się rozczarował. Na jakąkolwiek składną akcję trzeba było czekać niemal kwadrans. Wtedy Karol Fila dobrze dograł do Michała Maka, ten obsłużył Flavio Paixao, ale Portugalczyk, przy asyście obrońców, minimalnie przestrzelił. Goście odpowiedzieli dwoma zablokowanymi strzałami i na kolejne dziesięć minut znów na boisku niewiele się działo.

NIEZAWODNY FLAVIO

W 23. minucie powtórzył się schemat cios za cios, ale w odwrotnej kolejności i z lepszym skutkiem. Najpierw Diaw nieźle poradził sobie w polu karnym Dusana Kuciaka, ale przeniósł piłkę nad poprzeczką, a chwilę później znów Mak pomknął prawą stroną i pewnie nikt o tej akcji by nie pamiętał, bo skrzydłowy dośrodkował fatalnie, ale Flavio został powalony w polu karnym i Bartosz Frankowski bez wahania wskazał na „wapno”. Portugalczyk dopełnił dzieła i jednocześnie oddał pierwszy i ostatni celny strzał w wykonaniu gospodarzy w pierwszej połowie.

RATOWNIK KUCIAK

W tym momencie, po golu z 24. minuty, można by zakończyć relację z pierwszej części meczu, gdyby nie pojedynek Kuciak kontra Korona Kielce z doliczonego czasu gry. Słowak w jednej akcji zanotował dwie interwencje i z miejsca stał się murowanym faworytem w walce o najlepszą paradę kolejki. Tylko dzięki niemu wynik pozostał bez zmian.

Po przerwie długo nic nie zapowiadało zmiany obrazu meczu. Prawdę mówiąc, postronni kibice mieli pełne prawo zasnąć przed telewizorem lub zmienić kanał. Po dziesięciu minutach ciśnienie postanowiła podnieść Korona, ale po efektownym strzale z woleja piłka trafiła wprost w Kuciaka.

PRZEBUDZENIE LIPSKIEGO

Lechia grała pragmatycznie, była wyrachowana i wyglądała tak, jakby chciała ze skromnym prowadzeniem dotrwać do końca meczu. Zmianę przyniosło dopiero niespodziewane przebudzenie Patryka Lipskiego. W 69. minucie mało widoczny wcześniej pomocnik dobrym podaniem w środku boiska uruchomił Mateusza Sopoćkę, ten dograł do Jakuba Araka, który idealnie obsłużył Flavio. Portugalczyk takiej okazji nie mógł zmarnować i skompletował dublet. Chwilę później Lipski ładnym zwodem oswobodził się w polu karnym i huknął na bramkę Matthiasa Hamrola, ale Niemiec przeniósł pikę nad poprzeczką. Rozgrywającego trzeba jeszcze pochwalić za zatrzymanie w 80. minucie groźnego kontrataku gości, za co obejrzał żółtą kartkę.

Od tego momentu gdańszczanie mogli robić to, co w tym sezonie wychodzi im bardzo dobrze – kontratakować. Pozwolili Koronie rozgrywać, ale kielczanie nie stwarzali większego zagrożenia, bo ograniczali się do dośrodkowań w pole karne, gdzie dobrze radzili sobie wysocy obrońcy.

ZMIANA MENTALNA

Lechia po raz kolejny pokazała, że największa zmiana zaszła nie na boisku, ale w głowach piłkarzy. Gdańszczanie przetrwali trudne momenty meczu, w których piłkę rozgrywała Korona, a w kluczowych fragmentach wykorzystali swoje okazje. Znów ze świetnej strony zaprezentował się Flavio, który – jak Robert Lewandowski – mając na ramieniu kapitańską opaskę, gra znacznie lepiej i jest prawdziwym liderem drużyny. Biało-zieloni mają na koncie 17 punktów i przerwę reprezentacyjną spędzą w fotelu lidera.

Tymoteusz Kobiela
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj