Trzecie miejsce w tabeli, dwa punkty do lidera. Krzysztof Sobieraj podsumowuje swoją pierwszą rundę jako trener

Zakończył grę w piłkę, zrobił sobie chwilę przerwy i zasiadł na trenerskiej ławce. – To był wyjątkowy rok – mówi Krzysztof Sobieraj, który powoli zapomina o aktywnej grze. – Skupiam się na teraźniejszości i na trenerce. Podjąłem się wyzwania w Sopocie i myślę, że efekty są niezłe – podsumowuje 2018 rok w rozmowie z Radiem Gdańsk były kapitan Arki Gdynia.
Posłuchaj rozmowy z Krzysztofem Sobierajem:

„MAM SWÓJ PLAN”

Z podjęciem decyzji dotyczącej swojej przyszłości nie chciał zwlekać dłużej, niż było to konieczne. W maju, ze wzruszeniem, Krzysztof Sobieraj żegnał się w Gdyni z kibicami, kończąc niemalże 20-letnią karierę piłkarską. Już w sierpniu zaś informował, że przechodzi na „ciemną stronę mocy” i obejmuje stanowisko trenera w powracającym na boiska A-klasy Ogniwie Sopot.

– Myślę, że wiem co robię i mam swój plan na to, jak mój zespół ma funkcjonować, jak ma się prezentować, jak ma grać – mówił do mikrofonu Radia Gdańsk były już piłkarz.

– Wiadomo, że w dużej mierze wszystko zależy od tego, jaki się ma materiał. To jest A-klasa, chłopcy pracują. Cieszę się jednak, że trafiłem na tak młodą grupę osób, średnia wieku to 20-25 lat. Słuchają się, wierzą w mój warsztat i to jest najważniejsze – dodał z optymizmem.

JEST DOBRZE, MA BYĆ JESZCZE LEPIEJ

Nowa sytuacja, w której obecnie znajduje się już nie na, lecz tuż obok zielonej murawy, to proces, któremu Sobieraj daje czas.

– Może troszeczkę za daleko teraz wyjadę, ale czy to jest A-klasa, czy Ekstraklasa, pierwsze pół roku to jest poznawanie siebie nawzajem. Tak naprawdę piętno na zespole trener może odcisnąć dopiero po jakichś 6 miesiącach. Dopiero wtedy można mówić, że ta gra to jest styl danego trenera – mówi wyważonym tonem.

Odkąd zawiesił buty na kołku, nie ukrywał, że to w Arce chciał stawiać swoje pierwsze kroki jako trener. Lecz choć sam z hurraoptymizmem nie przesadza, zdaje się, że wyzwanie zatytułowane „Ogniwo Sopot” wyszło mu na lepsze, niż sam mógł z początku przypuszczać.

– Pewnie jakieś efekty było już widać, ale wierzę, że po zimie będzie zdecydowanie lepiej – przyznaje chłodno. Lepiej, bo dobrze jest już teraz.

– Do pierwszej Błyskawicy mamy 2 punkty, idziemy łeb w łeb z drugim zespołem z Sopotu, Akademią Piłkarską Sopot – wylicza z profesjonalnie skrywanym zadowoleniem trener Ogniwa.

„CHCĘ IM PRZEKAZAĆ BARDZO DUŻO – BYĆ MOŻE CZASAMI ZA DUŻO”

Sama A-klasa to jednak, jak przyznaje, wyzwanie samo w sobie.

– W niższych ligach wszystkiego się można spodziewać. Na przykład tego, że ktoś nie dojedzie na mecz, bo nie. Albo też nie wiadomo, ilu zawodników będzie się miało na zajęciach, bo też nie wiadomo, czy wszyscy na nie dojadą. Sam nie mogę na to narzekać, bo w większości miałem 20, czy 25 zawodników. Jak na A-klasę uważam, że jest to ewenement – twierdzi.

Liczne absencje to tylko część problemów, z jakimi zmagają się A-klasowi szkoleniowcy.

– Zaordynowałem w pewnym momencie zajęcia pięć razy w tygodniu i chłopcy na nie uczęszczali. Były braki i taktyczne i motoryczne, bo wiadomo, że jeśli wcześniej trenowali dwa razy w tygodniu, to pewne problemy powstały – mówi Sobieraj.

– Czuję się, jakbym prowadził zespół w juniorach starszych, tak do tego podchodzę. Chłopcy chłoną to, co chcę im przekazać, a chcę im przekazać bardzo dużo – być może czasami za dużo. Ale niektóre mecze naprawdę wyglądały bardzo dobrze, niektóre spotkania stały na naprawdę wysokim poziomie, przyznaje z zadowoleniem.

SOPOT RAZY TRZY

Progi A-klasy to dla Sobieraja zupełnie nowa rzeczywistość. Zaangażował się w nią jednak do tego stopnia, że już teraz pozwala sobie na skierowanie uwagi na znacznie szersze, mocno dotyczące jej kwestie.

– Boli mnie troszkę jedna sprawa: że w Sopocie, w tak niedużym mieście, są trzy drużyny – zdradza trener Ogniwa.

– Szkoda, że tak jest, bo powinna być jedna, silna drużyna, która powinna być w czubie czwartej czy trzeciej ligi. Można byłoby wtedy zrobić coś fajnego. A tak myślę, że to się wszystko troszkę rozmija – przyznaje i komplementuje lokalnego rywala, Akademię Piłkarską Sopot.

– Uważam, że ta drużyna to jest taki dream team tej ligi. Troszkę jestem zdziwiony, że zgubili gdzieś punkty. Jest to drużyna bardzo, bardzo dobra, powinna grać co najmniej w czwartej lidze – mówi Sobieraj.

SERCE NIEZMIENNIE ŻÓŁTO-NIEBIESKIE

Głową w Sopocie, sercem po części nadal w Gdyni. Były kapitan żółto-niebieskich od początku nowego sezonu zasiada na trybunie stadionu przy ul. Olimpijskiej i już z niej wspiera byłych kolegów z drużyny w walce o kolejne cele. Jaką Arkę widział z wysokości trybun?

– Były fajne mecze, był fajny styl. Były też mecze słabsze. Liczyłem się z tym, że tak będzie. Duża rotacja przed sezonem, nowy trener. Tak jak powiedziałem wcześniej – piętno trener może odcisnąć na zespole po jakimś czasie, nic nie zrobi się od razu. I wierzę, że działacze ten czas trenerowi dali, przyznał z nadzieją.

– Jestem o tą drużynę spokojny. Wierzę w trenera Smółkę, wierzę w chłopaków. Oczywiście, pewnie jest tak, że kilku kolegów zawiodło, kilku jednak też wystrzeliło – jak Michał Janota, czy Adaś Deja. Uważam, że fajnie weszli w sezon. Mamy Pavelsa, który trzyma swój bardzo wysoki poziom. Wszystko jeszcze przed tymi chłopakami, dlatego ja jestem optymistą, podsumował Krzysztof Sobieraj.

Anita Kobylińska
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj