Jak wyglądała droga Jagiellonii na Stadion Narodowy? Na rozkładzie między innymi jedna drużyna z Pomorza [PUCHAR POLSKI]

Cztery wyjazdy, jeden mecz u siebie i wyeliminowanie pięciu drużyn z trzech różnych klas rozgrywkowych. Tak wyglądała droga Jagiellonii Białystok do finału Pucharu Polski na Stadionie Narodowym. W czwartek „żółto-czerwoni”, podobnie jak Lechia Gdańsk, będą mieli okazję po raz drugi w swojej historii sięgnąć po to trofeum. Sprawdziliśmy, jak wyglądały poszczególne stacje białostoczan w drodze do Warszawy.

PRZYSTANEK PIERWSZY: MĘKI W DZIERŻONIOWIE

Jagiellonia rozpoczęła zmagania w tegorocznej edycji Pucharu Polski w 1/32 finału od spotkania z Lechią Dzierżoniów. Wydawało się, że drużyna z Dolnego Śląska występująca na co dzień w grupie dolnośląsko-lubuskiej III ligi, nie będzie zbyt wymagającym rywalem, a na przejście do dalszej fazy rozgrywek wystarczą rezerwy białostockiego klubu. Prawda okazała się zgoła inna i w przeciągu całego meczu, to gospodarze mieli więcej klarownych sytuacji niż goście z Białegostoku. Różnicy dzielących klas rozgrywkowych nie było w zasadzie widać, a jednym z bohaterów tego meczu był Grzegorz Sandomierski, którego interwencje uratowały białostoczan przed kompromitacją już w pierwszej połowie. Mimo męczarni z niżej notowanym rywalem, ostatecznie Jagiellonia dopięła swego, a bramkę na wagę awansu strzelił Karol Świderski.

PRZYSTANEK DRUGI: JEDEN KARNY ZAMIAST SERII

W 1/16 finału piłkarze Jagi na swojej drogi napotkali znajdujący się wówczas na dni tabeli Fortuna 1. Ligi GKS Katowice. Pod Blaszokiem Jagiellonia zaprezentowała się zdecydowanie lepiej, ale białostoczanie albo razili nieskutecznością, albo cuda w bramce wyczyniał były bramkarz Jagi – Krzysztof Baran. Regulaminowe 90 minut okazało się niewystarczającym dystansem i do rozstrzygnięcia potrzebna była dogrywka. W niej Jagiellonia napierała dalej, ale nie była w stanie pokonać golkipera GieKSy. Gdy wydawało się, że o awansie rozstrzygną rzuty karne, w ostatniej akcji meczu w polu karnym został sfaulowany Karol Świderski. Sędzia początkowo ukarał byłego już napastnika „Jagi” żółtą-kartką za symulowanie, ale po konsultacji z VAR ostatecznie podyktował jedenastkę gościom z Białegostoku. Wojnę nerwów wygrał Guilherme, który perfekcyjnie uderzył piłkę z rzutu karnego i nie dał najmniejszych szans Krzysztofowi Baranowi. W ciągu 120 minut gry podopieczni Ireneusza Mamrota oddali łącznie 32 strzały i dopiero ten ostatni okazał się skuteczny. „Jaga” przeszła dalej.

PRZYSTANEK TRZECI: PIERWSZY TRÓJMIEJSKI AKCENT

W kolejnej rundzie Jagiellonia trafiła na Arkę Gdynia, która miała ochotę na swój trzeci finał Pucharu Polski z rzędu. Można powiedzieć, że obie drużyny zdążyły się poznać jak łyse konie. W ciągu kilku dni zmierzyły się ze sobą zarówno w lidze, jak i pucharze, a z obu tych starć zwycięsko wyszła Jagiellonia. Antybohaterem meczu pucharowego był Adam Deja, który przy wyniku 0:0 w głupi sposób osłabił swój zespół i po uderzeniu Bodvara Bodvarssona wyleciał z boiska. Białostoczanie bez najmniejszych problemów wykorzystali grę w przewadze, załadowali Arce 2 „sztuki” i po 5 latach niebytu zameldowali się w ćwierćfinale Pucharu Polski.

Jagiellonia wyeliminowała Arkę z walki o Puchar Polski w 1/4 finału. Jednym z bohaterów spotkania był Taras Romanczuk (po lewej). Na zdjęciu są też Michał Nalepa (w środku) i Karol Świderski (po prawej). Fot. Radio Gdańsk/Jacek Klejment.

PRZYSTANEK CZWARTY: W OPOLU PODNIEŚLI SWOJE MORALE

Do ćwierćfinałowego starcia z 1-ligową Odrą, Jagiellonia podchodziła w minorowych nastrojach. W lidze białostoczanie nie tylko zanotowali 3 mecze bez wygranej, ale ich styl pozostawiał wiele do życzenia. Ponadto białostoczanie spadli z 3 miejsca w tabeli i praktycznie stracili szansę na dogonienie prowadzących Lechii Gdańsk i Legii Warszawa. Sam trener Mamrot mówił wówczas, że okres, w którym znajduje się jego drużyna, jest najgorszym odkąd pracował w stolicy Podlasia. Mecz z Odrą miał pomóc w odbudowaniu morale piłkarzy z Białegostoku, jednak gospodarze podeszli do spotkania z Jagą bez żadnych kompleksów i kilka razy zagrali tak, że piłkarzom „żółto-czerwonych” serca zabiły mocniej. Ostatecznie Jagiellonia obudziła się w drugiej połowie i po dwóch pięknych bramkach Patryka Klimali awansowała do półfinału Pucharu Polski.

PRZYSTANEK PIĄTY: KAPITAN OBRAŁ KURS NA WARSZAWĘ

W 1/2 finału białostoczanie po raz pierwszy w tej edycji mogli zagrać przed własną publicznością. W losowaniu par półfinałowych „Dumie Podlasia” również dopisało szczęście, ponieważ udało się uniknąć niewygodnej od dłuższego czasu dla Jagi – Lechii Gdańsk i rewelacji obecnego sezonu i nowego beniaminka Lotto Ekstraklasy – Rakowa Częstochowa. Do Białegostoku przyjechał najsłabszy z możliwych rywali, czyli Miedź Legnica i po dość wyrównanym meczu, to gospodarzom udało się wyszarpać upragnioną „majówkę” na Stadionie Narodowym. Bohaterem spotkania okazał się kapitan Jagi – Taras Romanczuk. Ukrainiec z polskim paszportem wziął na swoje barki ciężar tego spotkania, strzelił 2 bramki, w tym jedną w doliczonym czasie gry i dał swojej drużynie upragniony awans do finału Pucharu Polski.

Jagiellonia zagra w finale Pucharu Polski po raz pierwszy od 9 lat i po raz trzeci w swojej historii. Jedną drużynę z Pomorza już wyeliminowała. Czy to samo uda się z Lechią Gdańsk? Przekonamy się w czwartek 2 maja na Stadionie Narodowym w Warszawie. Początek spotkania Jagiellonia Białystok – Lechia Gdańsk o 16:00. Relacja z meczu na antenie Radia Gdańsk.

Michał Kułakowski

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj