Porywczy perfekcjonista Asseco Arki. Josh Bostic: „Jestem o wiele spokojniejszy, niż gdy byłem młodszy” [POSŁUCHAJ]

Kandydatów do tytułu MVP rundy zasadniczej Energa Basket Ligi było kilku, w tym on. Ostatecznie skrzydłowy Asseco Arki Gdynia musiał uznać wyższość kolegi z drużyny, ale jak mówi, nie ma to dla niego żadnego znaczenia. – Nie przyjechałem tu ani po MVP, ani po najlepszą piątkę. Jestem tutaj, by zdobyć mistrzostwo, powtarza zdecydowanie Josh Bostic.
To James Florence, zdaniem trenerów drużyn grających w PLK, był najlepszym zawodnikiem sezonu zasadniczego. Bostic został doceniony miejscem w pierwszej piątce, obok wspomnianego Florence’a, Michała Sokołowskiego (Stelmet), Clevelanda Melvina (MKS) i Aarona Cela (Polski Cukier).

– Wiem, jak ciężko pracuję i do czego jestem zdolny, i wierzę, że moi koledzy z drużyny oraz trenerzy również to wiedzą. Miło jest zostać docenionym, ale mamy jeszcze coś do zrobienia – mówi Josh Bostic do mikrofonu Radia Gdańsk.

Posłuchaj rozmowy:

PRESJA SIŁĄ NAPĘDOWĄ

W tabeli najlepiej punktujących zawodników ligi zajmują miejsce jeden za drugim, obaj zdobywają średnio 16.7 punktów na mecz. I choć tylko jeden z nich otrzymał tytuł MVP, ciężko byłoby zdecydować, który dla Asseco Arki jest obecnie ważniejszy. Niemalże pewne jest zaś jedno: bez Josha Bostica i Jamesa Florence’a podopieczni trenera Frasunkiewicza nie rozpoczynaliby fazy play-off z pierwszego miejsca.

– Ja i James skupiamy na sobie najwięcej uwagi, tak naprawdę jednak mamy naprawdę świetny, świetny zespół – zauważa Bostic. – To my dwaj jesteśmy w centrum zainteresowania, ale uwielbiam to, jakie jest nastawienie naszych zawodników. Widzimy je zresztą w wynikach, jakie osiągamy – kontynuuje. I przyznaje, że im większa presja, tym większa siła napędza obu liderów gdyńskiej drużyny.

ZAPRZYJAŹNIENI RYWALE

Gdyby Bostic i Florence grali w różnych zespołach, jeden i drugi byłby bezsprzecznie liderem każdego z nich. Grają jednak razem, a silne charaktery zostawiają w szatni, bo – jak mówi Bostic – łączy ich wspólny cel: mistrzostwo.

– Zaprzyjaźniliśmy się – mówi o swoich relacjach z byłym zawodnikiem Stelmetu. – Kiedy masz w drużynie faceta, który pracuje tak samo ciężko jak ty, robi to w tym samym celu i jest tak samo na nim skupiony, a przy tym jest profesjonalistą i świetnie się z nim dogadujesz… To właśnie jesteśmy ja i Jimmy. Jego skupienie i poziom zaangażowania odzwierciedlają moje. Z taką osobą zawsze się dogadam – mówi skrzydłowy Arki.

PRACOWITY I… IRYTUJĄCY

O charakterze Bostica powiedziano i napisano wiele. Fauluje, wybuchowo przyjmuje niekorzystne dla siebie decyzje sędziów – to tylko niektóre z opinii. Są też inne: porywczy, perfekcjonista.

– Zdecydowanie rozumiem, skąd opinia „perfekcjonista”. Lubię robić wszystko w należyty sposób i ćwiczę, dopóki mi się to nie uda – mówi w rozmowie z Radiem Gdańsk.

– Z kolei opinia, że jestem porywczy jest zabawna, bo jestem o wiele spokojniejszy, niż gdy byłem młodszy – przyznaje. – Kocham to, co robię, z natury jestem też osobą emocjonalną i czasami z zewnątrz może to wyglądać tak, jakbym był porywczy. Ale tak naprawdę to są po prostu ogromne emocje. Kiedy uprawiasz jakikolwiek sport, albo robisz cokolwiek innego na wysokim poziomie, emocje będą obecne – wyjaśnia.

A co sądzi o sobie sam?

– Jako zawodowca myślę, że najlepiej opisuje mnie słowo „pracowity”, przynajmniej na tym staram się opierać swój profesjonalizm. Z kolei jako osobę pewnie będzie to „irytujący”. Oj tak, potrafię być irytujący! – przyznaje.

– Lubię żartować i jestem przekonany, że działam ludziom na nerwy. Niektórym z moich kolegów z drużyny zapewne też – dodaje. – Jeśli jednak poznasz mnie bliżej to tak naprawdę zdasz sobie sprawę, że być może jestem irytujący, ale i fajny zarazem – kontynuuje z uśmiechem.

„CZUJĘ DUMĘ, GDY GRAM W OBRONIE”

Choć najwięcej uwagi skupia na sobie poprzez liczbę zdobywanych punktów, Bostic przyznaje, że we krwi ma przede wszystkim grę defensywną.

– Mój styl gry zawsze opierał się na obronie. Musiałem się rozwinąć i włożyć wiele pracy w to, by stać się zawodnikiem ofensywnym – wyjaśnia.

– Czuję dumę, gdy gram w obronie i gdy udaje mi się powstrzymać zawodnika drużyny przeciwnej – dodaje Amerykanin.

JEDEN SEZON: W ŻADNEJ DRUŻYNIE NIE GRAŁ DŁUŻEJ

Sezon 2018/19 dobiega końca, a w głowach osób decyzyjnych w Asseco Arce zapewne kotłuje się jedno pytanie: czy i za ile uda się zatrzymać m.in. właśnie Bostica. Jeśli gdynianie zakończą sezon z dziesiątym w historii mistrzostwem, amerykański skrzydłowy będzie bez wątpienia jednym z głównych ojców tego sukcesu.

Póki co zawodnik przyznaje: w żadnym z dotychczasowych klubów nie grał dłużej niż jeden sezon. – Zdarzało się, że zostawałem w tym samym kraju, ale nie w tej samej drużynie – komentuje.

„BYŁBYM SZCZĘŚLIWY, GDYBYM MÓGŁ TU WRÓCIĆ”

Co zatem musiałoby zrobić Asseco, by zatrzymać go na kolejny rok?

– To trudne pytanie, a przyczyny stojące za każdą decyzją są różne – mówi. – Żeby je zrozumieć musisz spojrzeć na całość mojej kariery, także na to, gdzie ją zaczynałem. A zaczynałem na znacznie niższym poziomie. Swój pierwszy sezon spędziłem w Japonii i koszykarsko nie była to sytuacja idealna. Stopniowo, poprzez ciężką pracę, wspinałem się coraz wyżej – wyjaśnia Bostic.

– Nigdy nie chodzi o to, że nie chcę wrócić do pewnej drużyny, albo ona nie chce, żebym wrócił ja. Czasami po prostu pojawiają się pewne szanse, a ty chcesz zrobić to, co najlepsze dla twojej rodziny – kontynuuje.

O Asseco wypowiada się w samych superlatywach. – Chcę, żeby było jasne, że uwielbiam tu być. Uwielbiam miasto, drużynę, także zarząd i naszego prezesa. Nie mogę na nic narzekać, bo mam tu do czynienia z wielkim profesjonalizmem od pierwszego dnia, gdy tu przyjechałem – zdradza.

– Byłbym naprawdę szczęśliwy, gdybym mógł tu wrócić, w tej kwestii nie mam żadnych wątpliwości. Teraz chodzi tylko o biznesową stronę, która jest codziennością w sporcie, niestety – podsumowuje Bostic.

Anita Kobylińska
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj