– Pół metra ode mnie przeleciała petarda. To jest niemożliwe – mówił po meczu z Gryfem Wejherowo bramkarz Lechii Zlatan Alomerović. Kibice strzelali pirotechniką w stronę piłkarzy, a mimo to spotkanie zostało wznowione. Co musi się stać, żeby bezpieczeństwo na stadionach było realnie zapewnione? Czy musi dojść do tragedii, aby przepisy zaczęły być egzekwowane? Piłkarze Lechii byli w realnym niebezpieczeństwie. Zresztą nie tylko oni, bo jaką kontrolę można mieć nad wypuszczaną w kierunku boiska petardą? Nigdy nie wiesz, jak poleci, w którym kierunku i kogo może trafić. Tym razem było blisko Alomerovicia. – Jest 20 samochodów policji, nie ma kibiców Lechii,a dzieją się takie rzeczy – nie dowierzał bramkarz. Jeżeli ktoś nie potrafi sobie wyobrazić tej sytuacji, niech ją obejrzy:
27’ meczu Gryf Wejherowo – Lechia Gdansk. Czy raca musi trafić w Zawodnika (w tym przypadku Zlatana Alomerovica) aby mecz został przerwany? Milimetry i doszłoby do tragedii… :/ pic.twitter.com/Yxr0VLexFQ
— Janusz Melaniuk (@JanuszMelaniuk) September 24, 2019
To, co zdarzyło się w Wejherowie po raz kolejny bardzo daje do myślenia. Dlaczego spotkanie zostało wznowione? Można zrozumieć aspekt sportowy – o wynikach nie mogą decydować osoby, decydujące się na strzelanie petardami w stronę innych ludzi. Z drugiej strony, jaka była gwarancja tego, że to się nie powtórzy? Spiker powtarzał – jeszcze jeden wybryk i mecz zakończy się walkowerem przeciwko Gryfowi. Ale co by się stało, jeżeli ktoś znowu strzeliłby w stronę piłkarzy i jeden z nich dostałby w głowę lub oko? Czy w przypadku kalectwa, uszczerbku na zdrowiu, realnego zagrożenia życia walkower w meczu 1/32 finału Pucharu Polski ma jakiekolwiek znaczenie?
ILE RAZY JESZCZE?
Inną rzeczą jest fakt, że to już nie pierwszy raz, kiedy ktoś strzela fajerwerkami w stronę boiska. Tak samo było półtora roku temu podczas finału Pucharu Polski. Można pojedynczo rozpatrywać przypadki albo zastanowić się: do czego musi dojść, żeby przepisy były surowe i – przede wszystkim – egzekwowane? Czy musi dojść do tragedii, żeby ktoś w końcu zadbał o bezpieczeństwo piłkarzy i kibiców? Dlaczego można godzić się na ryzykowanie zdrowiem ludzi, dla których bieganie po boisku jest pracą?
Tym razem do tragedii nie doszło, kiedyś może być inaczej.