W oczekiwaniu na tragedię. Do czego musi dojść, by zmieniła się sytuacja na polskich stadionach? [FELIETON]

– Pół metra ode mnie przeleciała petarda. To jest niemożliwe – mówił po meczu z Gryfem Wejherowo bramkarz Lechii Zlatan Alomerović. Kibice strzelali pirotechniką w stronę piłkarzy, a mimo to spotkanie zostało wznowione. Co musi się stać, żeby bezpieczeństwo na stadionach było realnie zapewnione? Czy musi dojść do tragedii, aby przepisy zaczęły być egzekwowane? Piłkarze Lechii byli w realnym niebezpieczeństwie. Zresztą nie tylko oni, bo jaką kontrolę można mieć nad wypuszczaną w kierunku boiska petardą? Nigdy nie wiesz, jak poleci, w którym kierunku i kogo może trafić. Tym razem było blisko Alomerovicia. – Jest 20 samochodów policji, nie ma kibiców Lechii,a dzieją się takie rzeczy – nie dowierzał bramkarz. Jeżeli ktoś nie potrafi sobie wyobrazić tej sytuacji, niech ją obejrzy:

To, co zdarzyło się w Wejherowie po raz kolejny bardzo daje do myślenia. Dlaczego spotkanie zostało wznowione? Można zrozumieć aspekt sportowy – o wynikach nie mogą decydować osoby, decydujące się na strzelanie petardami w stronę innych ludzi. Z drugiej strony, jaka była gwarancja tego, że to się nie powtórzy? Spiker powtarzał – jeszcze jeden wybryk i mecz zakończy się walkowerem przeciwko Gryfowi. Ale co by się stało, jeżeli ktoś znowu strzeliłby w stronę piłkarzy i jeden z nich dostałby w głowę lub oko? Czy w przypadku kalectwa, uszczerbku na zdrowiu, realnego zagrożenia życia walkower w meczu 1/32 finału Pucharu Polski ma jakiekolwiek znaczenie?

ILE RAZY JESZCZE?

Inną rzeczą jest fakt, że to już nie pierwszy raz, kiedy ktoś strzela fajerwerkami w stronę boiska. Tak samo było półtora roku temu podczas finału Pucharu Polski. Można pojedynczo rozpatrywać przypadki albo zastanowić się: do czego musi dojść, żeby przepisy były surowe i – przede wszystkim – egzekwowane? Czy musi dojść do tragedii, żeby ktoś w końcu zadbał o bezpieczeństwo piłkarzy i kibiców? Dlaczego można godzić się na ryzykowanie zdrowiem ludzi, dla których bieganie po boisku jest pracą?

Tym razem do tragedii nie doszło, kiedyś może być inaczej.

Tymoteusz Kobiela
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj