Strzelający od wielkiego dzwonu obrońcy czy nieprzydatny i meksykański napastnik. Kto był najbardziej nieoczywistym bohaterem derbów?

Jedni strzelali bramki, które dawały derbowe punkty, choć w swojej karierze rzadko kiedy trafiali do siatki. Inni przez głupotę niweczyli wysiłek całego zespołu. Jeszcze inni strzelali gole, ale kompleetnie nieprzydatne. Przypominamy derbowych nieoczywistych bohaterów, którzy na zawsze wpisali się w krajobraz meczów Arki z Lechią. Emil Noll w Arce grał w sezonie 2010/11. Pochodzący z Demokratycznej Rebuliki Konga zawodnik był absolutnym pewniakiem do składu. Grał wszystko, od dechy do dechy, a opuścił tylko jedną kolejkę, bo był zawieszony za cztery żółte kartki. Nie był szczególnie bramkostrzelnym obrońcą, ale w dwóch meczach pokazał co nieco w ofensywie. Najpierw w 18. kolejce, kiedy strzelił dwa gole, a gdynianie zremisowali z Górnikiem Zabrze 2:2, a później w 24. serii gier. Defensor otworzył wynik jednego z najciekawszych derbowych pojedynków, który – podobnie jak mecz z zabrzanami – skończył się remisem 2:2. Więcej goli dla Arki już nie strzelił, również dlatego, że od następnego sezonu grał dla Pogoni Szczecin.

UCHO VUčKI

Ale wracając do pamiętnych derbów, w których Arka była chyba najbliżej zwycięstwa ze wszystkich ekstraklasowych meczów z Lechią. Gdynianie do 89. minuty prowadzili 2:0. Wtedy kontaktową bramkę strzelił Paweł Nowak, a już w doliczonym czasie gry do siatki trafił kolejny bohater tego artykułu – Luka Vučko. Chorwat, tak samo jak Noll, w całej swojej karierze w ekstraklasie do siatki trafił tylko w dwóch meczach. Zaczął od gola, który nic Lechii nie dał, bo i tak gdańszczanie przegrali ze Śląskiem Wrocław 1:2. Bramka w derbach obrońcy dała jednak miejsce w historii. Gdyby nie ona, dawno temu byłby już zapomniany, a tak dalej istnieje w świadomości sporej części kibiców.

Kolejnym zawodnikiem, który zapadł w pamięć jest jeszcze jeden obrońca, ale tym razem z powodów zupełnie innych. Tadeusz Socha w derbach w poprzednim sezonie grał na Lukasa Haraslina. Generalnie radził sobie raczej słabo, ale być może dałoby się to zamaskować, gdyby nie fatalny błąd i czerwona kartka. Tak opisywaliśmy to bezpośrednio po meczu. Nie można oczywiście powiedzieć, że Socha jest jedynym winowajcą porażki. Arka mogła wyjść do Lechii nieco wyżej, zrezygnować z gry napastnikiem, ale ustawić defensywę dalej od własnej bramki. Lepiej mogli się też zachować obrońcy w decydującej o końcowym rezultacie akcji Lechii. Faktem jest jednak, że do czerwonej kartki gra zespołu wyglądała zupełnie inaczej. To osłabienie drużyny zdefiniowało ostatnie prawie pół godziny meczu, a za to odpowiedzialność ponosi Socha.
Szkoda było Sochy, bo rzeczywiście wyglądało jakby nie chciał faulować, ale efekt był taki, że wyleciał z boiska i został antybohaterem spotkania.

SPADAJĄCA GWIAZDA

Wracamy do zawodników zagranicznych, którzy jak spadająca gwiazda przemykają przez pełne wielkich gwiazd i wspaniałych konstelacji niebo piłkarskiej ekstraklasy. Jedną z nich był Enrique Esqueda. Żarty na bok, mówiąc poważnie to był jeden z najmniej przydatnych piłkarzy, jacy trafili do Arki i dostali w niej poważniejszą szansę. Nie był pierwszym wyborem, ale z ławki wszedł łącznie osiem razy. Efekty? Dwa gole. Jeden 1:3 w przegranym meczu z Sandecją Nowy Sącz, a wdrugi w upokarzających derbach, w których Arka przegrywała do przerwy 0:4. Meksykanin wszedł na murawę po przerwie i w ostatnich minutach sprawił, że wynik nie wyglądał tragicznie, a tylko fatalnie, bo z 1:4 zrobił 2:4. Jakby nie patrzeć – swoją bramkę w najważniejszym meczu piłkarskim w Trójmieście ma.

Kto będzie kolejnym niespodziewanym bohaterem? Fabian Serrarens, o którym mówi się, że jest gorszy od Aleksandara Kolewa? Może Azer Busuladzić? Albo może w zespole Lechii ktoś niespodziewanie zaskoczy lub – kolejny wariant – ktoś powtórzy wyczyn Sochy? Przekonamy się już dziś. Początek meczu Arka – Lechia o 15:00, relacja na żywo na antenie Radia Gdańsk.

Tymoteusz Kobiela
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj