Kolejne rekordy i forma, jaką prezentuje ostatnio Robert Lewandowski, są niewątpliwie czymś niezwykłym. Od kilku lat mamy piłkarza przez duże „P”, którego zazdroszczą nam nawet potęgi światowej piłki. Bez cienia wątpliwości Lewy jest obecnie najlepszą „9” na świecie. Ale czy rzeczywiście, bo temat co roku wraca jak bumerang, jest poważnym kandydatem do zdobycia Złotej Piłki? Moim zdaniem nie.
Na szczęście okres „Le Cabaretu” mamy już za sobą. Po reformie w 2016 roku FIFA wróciła do własnego plebiscytu, w którym głosy na najlepszego piłkarza globu ponownie oddaje tylko grupa wybranych, międzynarodowych dziennikarzy. Te odbywają się już – i chwała za to – bez „pomocy” selekcjonerów i kapitanów piłkarskich reprezentacji. Ci zamieniali ten plebiscyt w ranking kolesiostwa i nieracjonalnych, kompletnie niezrozumiale oddanych głosów. Jeden problem odpadł, ale to wciąż za mało, jeśli chodzi o Złotą Piłkę dla Lewego. Niestety schody dopiero się zaczynają…
ERA KOSMITÓW
Na swoje nieszczęście Robert Lewandowski trafił na erę dwóch piłkarzy – Leo Messiego i Cristiano Ronaldo. Argentyńczyk i Portugalczyk to ludzie z kompletnie innej planety, których poziomu zapewne nikt przez długie lata nie osiągnie. I mimo że Robert z roku na rok staje się jeszcze bardziej kompletnym zawodnikiem, szlifuje kolejne elementy piłkarskiego warsztatu i dokłada je do wachlarza swoich umiejętności, to „magii” tej dwójki niestety nigdy nie osiągnie. Obecnie Lewy bez wątpienia jest w lepszej formie niż CR7, ale czy jest od niego lepszym piłkarzem? No raczej nie. Natomiast z całym szacunkiem dla Roberta, ale porównywanie go do Messiego jest już kompletnie nie na miejscu.
BAYERN TYLKO NA WŁASNYM PODWÓRKU
Robertowi ewidentnie brakuje sukcesu z Bayernem na arenie europejskiej. Niestety, żeby Lewy mógł myśleć o zgarnięciu Złotej Piłki, musiałby z Bawarczykami zdobyć Ligę Mistrzów albo chociaż zostać królem strzelców tych rozgrywek (teraz jest liderem klasyfikacji, ale wiemy, że w fazie pucharowej zdarza mu się „zacinać”).
Zespół z Monachium ostatnie kilka lat dominuje jedynie na własnym podwórku. Oczywiście ogromną rolę odegrał w tym kapitan reprezentacji Polski, który ciągnie swój zespół za uszy. Ba! Mało tego, stał się żywą legendą Bayernu. Bądź co bądź, trzeba jednak przyznać, że Bundesliga nie jest tak wymagająca jak Premier League czy Primera Division, o Champions League nie wspominając. W zeszłym roku Bayern odpadł z tych rozgrywek już w 1/8 fazy pucharowej. Jasne, ktoś powie, że wyeliminował ich Liverpool, który wygrał te rozgrywki. Jednak Lewy przeciwko ekipie Jurgena Kloppa wypadł po prostu słabo i nie błysnął tak, jak choćby Cristiano strzelając hattricka Atletico, co odwróciło losy dwumeczu z Juventusem.
INDYWIDUALNE OSIĄGI TO NIE WSZYSTKO
I choć Złota Piłka jest rzekomo przyznawana piłkarzowi, który „zaprezentował się najlepiej w mijającym roku kalendarzowym”, to w rzeczywistości indywidualne osiągnięcia są drugorzędne w całej hierarchii przyznawania nagrody. Pokazuje to przykład triumfatora zeszłorocznej edycji Luki Modricia, któremu udało się strącić z tronu argentyńsko-portugalski duopol. Chorwat nie tylko był wyróżniającą się postacią w Realu Madryt, z którym trzeci raz z rzędu wygrał Ligę Mistrzów, ale też poprowadził Chorwację do Wicemistrzostwa Świata, przy czym nie był golleadorem. To kolejny punkt, na który głosujący w plebiscycie najwyraźniej zwracają uwagę. Nie tylko chodzi im o śrubowanie własnych rekordów, ale przede wszystkim bycie symbolem siły swoich drużyn, dzięki którym te sięgają po tytuły.
NAJWIĘKSZA SZANSA W PRZYSZŁYM ROKU
I o ile jestem wielce przekonany, że w tym roku Lewy nie ma co liczyć na szczyt w plebiscycie Złotej Piłki, to ta szansa jak najbardziej jest w 2020 roku. Żeby to się stało, polski napastnik musi podtrzymać formę strzelecką aż do decydujących faz Ligi Mistrzów, bo nie oszukujmy się, strzelenie 4 bramek Crvenie Zvezda nie przynosi aż takiej chwały jak niegdyś „wpakowanie” czterech bram Realowi Madryt. Mało tego, Robert musi w końcu pokazać się na wielkim turnieju. Okazję będzie miał na Euro 2020. Jeżeli będzie wiodącą postacią reprezentacji, zdobędzie króla strzelców i pociągnie chłopaków chociaż do ćwierćfinału turnieju, to w przyszłym roku możemy mieć sporo powodów do radości.
Michał Kułakowski